Moje pierwsze km na moto i mam nadzieję, że dalsze też
: ndz mar 18, 2018
Dzień pierwszy - 70 km
I nadszedł ten dzień. Sobota 10.03.2018r. Właśnie w tym dniu kończy mi się ważność badań technicznych dla motocykla. Wbiłem się w ubranko motocyklowe, kask do ręki, akumulator do drugiej (wyciągnąłem przed ostatnimi ostrymi mrozami). W samochód i pod garaż. Otwieram, wchodzę, montuję akumulator. Jest zasilanie, ustawiam zegar, wyciągam kluczyk, odstawiam auto sprzed garażu. Wracam no i zaczyna się show. Odpalił bez problemu, wszedł na wysokie obroty, no ssanie automatyczne. Wsiadam i na luzie wprowadzam z garażu.
Doopa z siodła, zamykam garaż. Odwracamy się, moto stoi, silnik chodzi,taaaaaaa .........a ja mam pojechać nim na przegląd. A moje całe motocyklowe doświadczenie to parę tych godzin jazdy podczas kursu na prawko kat. A. No nie liczę tu rozbitego dziadkowego Komarka w wieku 15 lat. I mojej wtedy rozbitej głowy.
Więc do dzieła.
Siadamy, kosa złożona. Siedzimy: my, czyli ja, dusza na ramieniu, strach w oczach i na dodatek pełne gaciee. Więc start, sprzęgło, bieg, sprzęgło, odkrecona manetka i .........zgasł. No super.Proba nr 2. Przejechałem 3 metry. No jestem zaje.....isty. Do stacji kontroli pojazdów mam ok. 2 km. Tym stylem dojadę na wieczór, nie jednak nie. Wcześniej zarżnę aku czy inny rozrusznik. Do głównej ulicy mam ok 10 m. Jak tam dojechać i jak jechać dalej? Próba nr 3. Yes, yes, yes, jadę. Dojechałem do skrzyżowania.Nie zgasł. Huraaaaa.A teraz wjazd na główną ulicę
Stoję i się rozglądam, czekam jak uczniak na "pół kilometra" luzu żeby wjechać na ulicę. Jeeeeeest. Dałem radę. No już jestem "miszczem". Jadę. Dałem raďę. Teraz CPN, tankuję pod korekJuż sam, bo dusza zeszła z ramienia, strach uciekł z oczu a pełne gacie? Chyba wyciekło wszystko nogawkami.
Wyjazd z CPN jest już lepiej, następnie rondo zaliczone i wjazd na SKP. Facet trochę marudzi, że o 10.00 w sobotę ma 3 osoby do obsłużenia a do 10.00 było u niego pusto.
Wreszcie ja. Facet nakłada jakąś przejściówka na rolki. Wjezdzam przednim kołem. Rolki w ruch, hamulec ok.Tyl podobnie- rolki w ruch, hamuję, jest ok. Wyjazd z rolek, sprawdza klakson, oświetlenie. Nie czepiał się lightbarow czy kierunkowskazów swiecacych jako opozycyjne.
Facet mówi, że mogę wyjeżdzać. No warunki piękne. Stoję nad kanałem, ok 20 cm nad jego krawędzią. Z drugiej strony tez sciana wg mnie za blisko. Ciekawe jaką minę miałby gość gdyby wiedział, że całe moje doświadczenie na tym ciężkim moto to 2 km.
Odpalam i zgasł. Tu kanał tu ściana. Trzeba wyjechać a tu gacie się znowu zapełniają.
Spinam poślady start i wyjazd, poszloooo. Z gacie chyba też, bo jakoś lekko mi się jechało.
Jadę parę km do kolegi pochwalić się jak wygląda mój kryzys wieku średniego. On w kryzysie biega.
Krótkie gadu gadu i ruszam w teren.
Pogoda super, czas zacząć uczyć się jazdy. Wyjazd z Opola, ruszam w kierunku Turawy. Objeżdzam jezioro, w lesie cisza, spokój, tylko ja i moto. Pięknie.. na pustej drodze sprawdzam jak działa przeciwskret. No kurczę to działa...Lesnymi drogami dojeżdżam do Ozimka, tam wskakuje na drogę krajową w kierunku Opola. Dojazd do ronda, mmm chyba za szybko, przy redukcji biegów, gwałtowne wstrzymania, trzeba się mocno uczyć to nie samochód. Taką jazdą bez międzygazów daleko nie zajadę a tym bardziej moja skrzynia biegów.Ale mijam rondo, i tak chyba bikerzy mówią "dzida" do Opola. No moze nie "dzida" raczej mala strzalka czyli 60 mph. Pierwszy raz w zyciu tak gnalem 😁.
Wreszcie Opole, na ulicy spotykam motocykliste, on do mnie LwG, ja walcze z dojazdem do ronda ale tez udalo mi oderwac reke od kierownicy. Niezbyt to chyba ładnie nie odpowiadac na pozdrowienia.Co prawda mi do statusu "motocyklisty" brakuje baaaaaaardzo wiele, jestem przeciez tylko 'niedzielnym kierownikiem motocykla" .Podjeżdżam pod garaż i znowu nauka: podjazd lekko pod górkę, start z hamulca.Ufff dało radę.
Tak minął dzień piewszy - 10.03.2018r., 70 km.
Tydzień później- zima, dobrze, że przegląd już załatwione.
I nadszedł ten dzień. Sobota 10.03.2018r. Właśnie w tym dniu kończy mi się ważność badań technicznych dla motocykla. Wbiłem się w ubranko motocyklowe, kask do ręki, akumulator do drugiej (wyciągnąłem przed ostatnimi ostrymi mrozami). W samochód i pod garaż. Otwieram, wchodzę, montuję akumulator. Jest zasilanie, ustawiam zegar, wyciągam kluczyk, odstawiam auto sprzed garażu. Wracam no i zaczyna się show. Odpalił bez problemu, wszedł na wysokie obroty, no ssanie automatyczne. Wsiadam i na luzie wprowadzam z garażu.
Doopa z siodła, zamykam garaż. Odwracamy się, moto stoi, silnik chodzi,taaaaaaa .........a ja mam pojechać nim na przegląd. A moje całe motocyklowe doświadczenie to parę tych godzin jazdy podczas kursu na prawko kat. A. No nie liczę tu rozbitego dziadkowego Komarka w wieku 15 lat. I mojej wtedy rozbitej głowy.
Więc do dzieła.
Siadamy, kosa złożona. Siedzimy: my, czyli ja, dusza na ramieniu, strach w oczach i na dodatek pełne gaciee. Więc start, sprzęgło, bieg, sprzęgło, odkrecona manetka i .........zgasł. No super.Proba nr 2. Przejechałem 3 metry. No jestem zaje.....isty. Do stacji kontroli pojazdów mam ok. 2 km. Tym stylem dojadę na wieczór, nie jednak nie. Wcześniej zarżnę aku czy inny rozrusznik. Do głównej ulicy mam ok 10 m. Jak tam dojechać i jak jechać dalej? Próba nr 3. Yes, yes, yes, jadę. Dojechałem do skrzyżowania.Nie zgasł. Huraaaaa.A teraz wjazd na główną ulicę
Stoję i się rozglądam, czekam jak uczniak na "pół kilometra" luzu żeby wjechać na ulicę. Jeeeeeest. Dałem radę. No już jestem "miszczem". Jadę. Dałem raďę. Teraz CPN, tankuję pod korekJuż sam, bo dusza zeszła z ramienia, strach uciekł z oczu a pełne gacie? Chyba wyciekło wszystko nogawkami.
Wyjazd z CPN jest już lepiej, następnie rondo zaliczone i wjazd na SKP. Facet trochę marudzi, że o 10.00 w sobotę ma 3 osoby do obsłużenia a do 10.00 było u niego pusto.
Wreszcie ja. Facet nakłada jakąś przejściówka na rolki. Wjezdzam przednim kołem. Rolki w ruch, hamulec ok.Tyl podobnie- rolki w ruch, hamuję, jest ok. Wyjazd z rolek, sprawdza klakson, oświetlenie. Nie czepiał się lightbarow czy kierunkowskazów swiecacych jako opozycyjne.
Facet mówi, że mogę wyjeżdzać. No warunki piękne. Stoję nad kanałem, ok 20 cm nad jego krawędzią. Z drugiej strony tez sciana wg mnie za blisko. Ciekawe jaką minę miałby gość gdyby wiedział, że całe moje doświadczenie na tym ciężkim moto to 2 km.
Odpalam i zgasł. Tu kanał tu ściana. Trzeba wyjechać a tu gacie się znowu zapełniają.
Spinam poślady start i wyjazd, poszloooo. Z gacie chyba też, bo jakoś lekko mi się jechało.
Jadę parę km do kolegi pochwalić się jak wygląda mój kryzys wieku średniego. On w kryzysie biega.
Krótkie gadu gadu i ruszam w teren.
Pogoda super, czas zacząć uczyć się jazdy. Wyjazd z Opola, ruszam w kierunku Turawy. Objeżdzam jezioro, w lesie cisza, spokój, tylko ja i moto. Pięknie.. na pustej drodze sprawdzam jak działa przeciwskret. No kurczę to działa...Lesnymi drogami dojeżdżam do Ozimka, tam wskakuje na drogę krajową w kierunku Opola. Dojazd do ronda, mmm chyba za szybko, przy redukcji biegów, gwałtowne wstrzymania, trzeba się mocno uczyć to nie samochód. Taką jazdą bez międzygazów daleko nie zajadę a tym bardziej moja skrzynia biegów.Ale mijam rondo, i tak chyba bikerzy mówią "dzida" do Opola. No moze nie "dzida" raczej mala strzalka czyli 60 mph. Pierwszy raz w zyciu tak gnalem 😁.
Wreszcie Opole, na ulicy spotykam motocykliste, on do mnie LwG, ja walcze z dojazdem do ronda ale tez udalo mi oderwac reke od kierownicy. Niezbyt to chyba ładnie nie odpowiadac na pozdrowienia.Co prawda mi do statusu "motocyklisty" brakuje baaaaaaardzo wiele, jestem przeciez tylko 'niedzielnym kierownikiem motocykla" .Podjeżdżam pod garaż i znowu nauka: podjazd lekko pod górkę, start z hamulca.Ufff dało radę.
Tak minął dzień piewszy - 10.03.2018r., 70 km.
Tydzień później- zima, dobrze, że przegląd już załatwione.