byc motocyklista to brzmi dumnie
byc motocyklista to brzmi dumnie
znalazłem taki tekst w necie
Taaak.... teraz rozumiem..... Naprawde sa nas tysiace. Ja tez mam rs125 i uwielbiam te przyspieszenia. Mija 8 sekund licznik pokazuje magiczne 80km/h. Mija kolejne 7sekund juz jest 120. Ale to malo! Pragne wiecej!! W tym momencie ze swistem mija mnie czerwone Tico zapakowane rodzina do 3 pokolenia wstecz. Odkrecam manetke do oporu i klade sie na baku!! Mija 20minut - obrotomierz dochodzi do czerownego pola i czas wrzucic ostatni 4 bieg - juz jest 130km/h. Doganiam Tico i wyprzedzam na jedna dlugosc mojej maszyny. Taaaaaak!!! Niemalze ekstaza. Czuje spelnienie. Wygralem kolejna walke....
Powoli wytracam predkosc. Redukuje biegi i zjezdzam na pobocze. Zdejmuje kask. Uwazajac aby nie przypalic mlodzienczego zarostu zapalam ostatniego papierosa. Z politowaniem spogladam na przejezdzajace obok auta. Wiem ze to ja jestem najszybszy. Oni tez to wiedza. Widze to w ich wystraszonych spojrzeniach.
Slonce chyli sie ku zachodowi. Zaciagam sie po raz ostatni i wyrzucam peta. Zakladam kask i z cichym stuknieciem wrzucam bieg. Czas wracac do domu.... na obiad czeka ogorkowa a pozniej trzeba odrobic prace domowa
Rozdział drugi: Powrót do domu....
Jadę powoli. Zachodzące słońce rzuca przede mnie cień mnie i mojego motocykla. Jesteśmy spleceni w jedna calość..... stanowimy jedność. Czuje jak maszyna wierzga. Tylko czeka aż ruch mojego nadgarstka pozwoli jej wyrwać ku wolności stworzonej przez stado galopujących 13KM. Ale potrafię ja okiełznać. Mimo iż jest to bestia przy mnie jest potulna jak baranek.
Zatrzymuje sie na swiatłach. Nagle w lusterku powoli zbliża sie pojedyncze światełko. Adrenalina skacze do góry. Zwężają się źrenice i szczeki mocniej zaciskają. Czuje kolejna bitwę. Kolejna krew. No pasie obok zatrzymuje sie mój nowy rywal....
Zza przyciemnionej szybki TIGERA nie widzę jego twarzy ale wiem ze patrzy na mnie. Powoli zwiększam obroty. On robi to samo. Jego stjuningowana yamaha aerox aż rwie sie do wyścigu. Ale ja jestem spokojny i opanowany. JESTEM MOTOCYKLISTĄ....
Przymrużam oczy i szarpie manetka gazu. Z wydechu od r1 zamontowanego pod zadupkiem mojej RSki dochodzi przeraźliwy ryk. Matki z przerażeniem wołają swoje pociechy, przechodnie pochowali sie w krzaki. Ulice opustoszały. I wreszcie gaśnie czerwone światło....
Puszczam sprzęgło i maszyna z jazgotem wyrywa do przodu. Idziemy równo - łeb w łeb. Mijają kolejne sekundy wyścigu 10,11,12,13,14,15,16... Pędzę już 70km/h. W tym momencie jego maszyna zaczyna słabnąć. Już wiem ze wygrałem. Pozwalam sobie na lekki uśmiech. Chcę jednak pokazać swoją dominację!! Mimo ze pogubiłem wszystkie naklejki jadę dalej. I wreszcie jest!! Apogeum - Bestia osiągnęła 90km/h w ruchu miejskim. Zwalniam, pozwalam mu sie dogonić. W geście triumfu daję na kolo. Przednia opona ochoczo odrywa sie od ziemi na wysokość 7cm!!! Kątem oka widzę idące ulica dwie gimnazjalistki. Uśmiecham sie do siebie ze świadomością że widziały mój trick.
W myslach mowie sobie ze Wtedy dopiero czuje, że żyje ! ! Jednak zdaje sobie sprawe, że czasem jeden zły ruch, jeden moment nieuwagi może sprawić, że już nikt nie uściśnie mi dłoni. Podejmując tą "grę" trzeba się liczyć z konsekwencjami i byś świadom co może się stać.
Taaakk. Wiem co czujesz. Ja jestem taki sam jak Ty. Musimy umówic sie kiedyś na wspólne latanie po mieście.
Jestem już w domu. Ogórkowa wystygła.... Ale to nie ważne. Liczy się tylko to że jestem motocyklistą i mam "szacunek ludzi ulicy".
Elo ziomale!!...
Rozdział III: Sobota...
Wstaję rano i przecieram zaspane oczy. Po wczorajszym dniu pozostał tylko rozmyty krajobraz widziany zza wizjera kasku. Tigery mają nie najlepszą wentylację więc wszystko widać jak przez mgłę. Właściwie to jest coś jeszcze.... . W środku czuję jeszcze uczucie euforii po ostatnim starciu - A może to ta ogórkowa??
Wiem, że dziś znów będę jeździł. Znów poczuję tą moc ukrytą w potężnym silniku. Na sama myśl o tym ogarnia mnie przyjemny dreszcz. Wiem, że dziś też zmierzę sie z kolejnym rywalem.
Powolnym krokiem schodzę go garażu i zapalam światło. Z mroku wyłaniają się znajome kształty wściekłej maszyny. Jeszcze nie rozbudziła się ze snu. Czeka wiernie na mnie abym dotknięciem przywrócił ją do życia....
Pozbawiona naklejek wygląda jeszcze lepiej. Boję się tylko czy nie spowoduje to drastycznego spadku mocy. Na szczęście mam kilka zapasowych. Przyklejam je naprędce i już jestem gotów do jazdy....
Siadam wygodnie w kanapie i kciukiem muskam przycisk startera. O Taaaak!! Znów czuję to wibracje. Serce zaczyna bić szybciej. Kilkakrotne szarpnięcie manetką informuje mnie, że nowe naklejki świetnie się sprawują i dodatkowo poprawiły nieco przebieg krzywej momentu obrotowego.
Wyjeżdżam na ulice. Czuję, że dzisiejszy dzień będzie tym, który mieszkańcy mojego miasta na długo zapamiętają...
Mam zamiar pojechać dziś na jakiś zatłoczony parking przy centrum handlowym i trochę potrikować. Wiem, że znów przyciągnę zazdrosne spojrzenia zwykłych śmiertelników. Są jak robactwo - niegodni mego widoku. Ale niech patrzą... Niech napawają sie widokiem prawdziwego motocyklisty...
Z rykiem silnika wjeżdżam na parking. Jest jeszcze wcześnie więc mało osób. Nie szkodzi - przyjadę za chwile jak będzie ich więcej. Jadę przeczekać na pobliską stację benzynową. Zatrzymuję się i otwieram wlew paliwa. Słyszałem, że unoszące się w powietrzu na stacji opary paliwa mogą skroplić się wprost do baku!! Niech Ci frajerzy tankują i płacą a ja i tak będę miał za darmo.
Mija 20 minut podczas których staram sie jak najbardziej wystawić na widok publiczny. Nie zdejmuję kasku gdyż wtedy wyglądam bardziej tajemniczo. Widzę po twarzach ludzi, że sie boją. Lękają sie zamaskowanej postaci. Przeraża ich to co nieznane...
Wreszcie jadę znów na parking. Już jest około 40 aut i kilka osób przechodzi od samochodu do wejścia do centrum. Idealnie.... Jest wśród nich rodzina ze znajomego Tico. Przemykają nieco szybciej niż pozostali. Są upokorzeni. Mają w pamięci wczorajsza porażkę. Rwę gaz aby przykuć uwagę. W podziemnym parkingu brzmienie wydechu potęguje wszechobecne echo. Ludzie z zaciekawieniem odwracają wzrok... Na to właśnie czekałem. Dzięki temu czuję, że żyję. Kocham tę grę. A w niej może być tylko jeden zwycięzca -JA.
Wyznaczyłem dziś sobie cel. W nocy nie moglem spać gdyż w głowie kołatała mi sie jedna myśl. Słyszałem wewnętrzny głos, który mówił mi, że moze po ogorkowej troche ciezszy bede i zatrzymam na przednim na swiatlach nareszcie.
Tak. Dziś to zrobię!!!
Rozpędzam się. Mijają kolejne minuty. Wreszcie licznik pokazuje już 37km/h. Na forum Bravo przeczytałem, że muszę mieć co najmniej 40km/h aby wszystko się udało. Niestety muszę odpuścić.... skończył się parking. Trzeba znaleźć inne miejsce.
Niestety nie ma u mnie w mieście innego Lidla (to tutaj kupiłem swój kask i motocyklowe sofixy). Postanawiam poćwiczyć w ruchu miejskim. Znajduję najdłuższą prostą w mieście. Dobrze ją znam. Jestem jej władcą!! Niepokonany o 6 klasy podstawówki. Na jej końcu jest to czego pragnę. Światła!! Właśnie tam to zrobię - Zrobię stopalla!!
Ruszam wściekle. Potężny moment obrotowy wynoszący niewyobrażalne 3,76Nm powoduje uślizg opony a mnie chce ściągnąć z maszyny. Cisnę jednak dalej nie zważając na ból szyi przeciwstawiającej sie rwącemu pędowi powietrza. Wiem, że liczy sie każdy metr rozpędu...
W samą porę osiągam upragnione 40km/h. Jestem przed samymi światłami. To już ten moment! Przechylam się mocno do przodu, naciskam klamkę hamulca i.... tylna opona zaczyna sie unosić. Cóż za uczucie!! Ogarnia mnie euforia. Robię prawie idealne stoppie!! Nieco tylko nizsze niz wczorajsza guma ale i tak przypadkowi gapie są w szoku. Nie potrafią pojąć, że zwykły człowiek może tak kpić z praw fizyki. Ale ja nie jestem zwykłym człowiekiem. Jestem motocyklista...
Emocje powoli opadają. Nadchodzi to długo oczekiwane wyciszenie. Patrzę tylko na przechodniów żelaznym wzrokiem. Przerażeni stoją przez chwilę w osłupieniu. Szybki ruch nadgarstka budzi ich z odrętwienia i jak najszybciej odchodzą skuleni.
Osiągnąłem swój cel. Dla tej chwili sie urodziłem i na nią czekałem przez cale 14lat. Stoję na szczycie świata.
Postanawiam przed powrotem do domu jeszcze zatrzymać się na starówce. O tej porze powinno tam być sporo ludzi, którzy mogliby na mnie patrzeć. Czas mija powoli. Wskazówki zegarka ospale lecz miarowo wskazują upływający czas. Zakładam kask i odpalam silnik. Pierwszy bieg wskakuje z cichym stuknięciem. Kolejne wchodzą już bezgłośnie.....
rozdzial IV
"Wakacyjne wojaże"
Wakacje trwają. Na liczniku mojej maszyny przybywają kolejne kilometry nawinięte na koło. W moim mieście pojawił się nowy jeździec. Od czasu do czasu robimy wspólne ustawki i śmigamy po mieście albo trickujemy na parkingu przed Lidlem. Ja latam na mojej rs-ce a Piotrek "ileśtam" ma 11 letnie "Piaggio pollini mega-turbo-extra-wypas-120km/h-elektronik".
Dziś znów się spotykamy. Trochę pomajstrujemy przy maszynach a później pokażemy się na mieście. Mamy do zrobienia kilka rzeczy. Chciałem wypolerować ramę od mojej bestyjki. Widziałem w poważnym filmie dokumentalnym - Torque - że poprawia to aerodynamikę maszyny i w rezultacie wzrasta prędkość maksymalna. W głębi duszy mam nadzieję, że uda mi się przekroczyć granicę 123,2km/dobę.
Piotrek postanowił przerobić swój wydech na rasową przelotówkę. Niestety tata zabronił nam używać wiertarki i musimy skorzystać z młotka i gwoździa. Zostawiamy maszyny na ulicy a sami idziemy po niezbędne rzeczy. Moglibyśmy robić wszystko w garażu i wtedy nie musielibyśmy zasuwać 20m przez podwórko po każde potrzebne narzędzie ale wtedy sąsiedzi i przechodnie nie widzieliby, że znamy się na mechanice i potrafimy ulepszać nasze motocykle. Taaaaak...... Tjuning mechaniczny to jest to co kochamy. Uwielbiam, kiedy moja maszyna po każdej przeróbce staje się coraz zwinniejsza. Coraz bliższa ideałowi.... Po zrobieniu kilku dziur w wydechu Piaggio i kilku godzinach polerowania prace są zakończone. Obie maszyny stoją w popołudniowym słońcu a delikatny wiatr pieści ich kształty. trzeba przyznać, że tworzą razem piękną parę. Jakieś 30m od nas widzimy, że idą dziewczyny. Postanawiamy szybko odpalić maszyny żeby móc trochę pogazować jak będą obok nas przechodziły. Kiedy nas mijają widzę, że kokieteryjnie na nas spoglądają. Ale ja patrzę na nie kpiąco.... Mogę mieć takich setki. Taka maszyna jest przepustką do prawdziwego lachonarium.
Powoli wyjeżdżamy na ulice. Dotaczamy się w spacerowym tempie do najbliższych świateł i zajmujemy pole position. Na pasie obok stoi chłopak z naszego gimnazjum w swoim seicento sporting 700ccm. Uśmiechamy się do niego z politowaniem bo wiemy, że za chwilę jego nadzieje na nawiązanie jakiejkolwiek walki spełzną na niczym a my odjedziemy z podniesionym kołem ku najbliższym światłom. Mimo tego, że wiem, że nie ma żadnych szans to moje ciało reaguje podnieceniem i przyspieszonym biciem serca. Wbijam pierwszy bieg i dodaję gazu. Z rozdygotanym sercem czekam z zgaśnie czerwone światło. Czuję się trochę jak Rossi czekający na start w królewskiej klasie. Jestem taki sam jak on. Obaj wybijamy się ponad przeciętność......
Wreszcie gaśnie czerwone...... Strzelam ze sprzęgła i tylne koło kreśli długą na 5cm krechę na asfalcie. Cholera!! To na pewno trochę mnie spowolni. Po kilku metrach wciąż jestem na prowadzeniu. Piter trochę został w tyle ale spodziewałem się tego. Jego naklejki mocy mają mniejszą powierzchnię niż moje. Seiczento już skapitulowało....... ŻAŁOSNE. Znów czuję się panem świata!! Mogę przenosić góry i niszczyć narody!!! Veni Vidi Vici!!!!....... Cały wyścig trwał tylko kilkadziesiąt sekund ale tak naprawdę było to kilkadziesiąt sekund igrania ze śmiercią. Prędkości grubo ponad 47km/h to nie przelewki. Linia przerywana zmienia się w ciągłą i stojące przy drodze drzewa zlewają się ze sobą. Serce bije jak oszalałe i ręce się pocą. Wtedy każdy błąd możesz przypłacić życiem. Jesteś skupiony do granic możliwości. Wzbijasz się na poziom nieosiągalny dla innych, zwykłych ludzi. A moja eReSa nie wybacza błędów. Wielu już się przekonało o jej mocy i nie doceniło potencjału tego modelu. Ale mnie zaczyna być mało. W mojej głowie rodzą się plany kolejnych przeróbek maszyny.
Powoli zawracamy w stronę centrum. Wcześniej ustaliliśmy, że pojedziemy nad zalew bo w lato tam jest najwięcej ludzi i można się nieźle polansować. Może wyrwiemy jakieś lachony od nas ze szkoły. Kiedy zbliżamy się do zalewu zaczynamy wściekle rwać manetki gazu. Ważne jest żeby ludzie z daleka wiedzieli, że się zbliżamy. Zatrzymujemy się na parkingu. Przez chwilę nie gaszę motocykla żeby ludzie mogli zobaczyć moją niebieską żarówkę, którą wczoraj kupiłem za 12,5 zł i zamontowałem w lampie. Na pewno nie mogą wyjść z podziwu, że mam ksenony w mojej maszynie. A niektórzy mówili, że się nie da. Głupcy!!
Cały czas stoimy przy motocyklach i rozmawiamy zwracając uwagę przechodniów spieszących na plaże. Odwracają wzrok patrząc zazdrośnie na nas i coś szepcą między sobą. Wiem, że to podziw. W głębi duszy uśmiecham się do siebie. Przed wakacjami poddałem moją bestię tjunningowi optycznemu. Oprócz niebieskiej żarówki, na moim zadupku w słońcu dumnie błyszczy naklejka od chondy cbr1000rr. Teraz wszyscy wiedzą, że mam lytra. Zamówiłem też na allegro więcej naklejek i teraz na kasku widnieje piękny napis AGV, który zakrywa poprzednie logo Tigera. Tak jest lepiej. Kask od razu przestał parować i stał się cichszy, co ma ogromne znaczenie przy prędkościach bliskich maksymalnej.
Dzisiejszą przejażdżkę kończymy wcześnie bo musimy jeszcze zrobić kilka rzeczy przy maszynach. Ale postanowiliśmy, że drogę powrotną przejedziemy ostro.............
Ogromne przyspieszenia i szaleńcze hamowania to coś dla czego się urodziliśmy i dla czego żyjemy. Wy tego nie zrozumiecie. Nie jesteście PRAWDZIWYMI MOTOCYKLISTAMI!! Spod każdych świateł ruszamy podrywając przednie koło. Prawie za każdym razem udaje się choć na chwilę oderwać je od ziemi. Każde zatrzymanie kończy się pięknym, 3centymetrowym stoppie. Pędząc ulicami z prędkością, którą większość ludzi uznałaby za zabójczą widzimy radiowóz zaparkowany na poboczu. Ale nie odpuszczamy........ Tniemy powietrze niczym pocisk kalibru 9mm. Powietrze świszczy w uszach a ręce kurczowo walczą z wyrywającą się kierownicą. Policja nawet nie podejmuje pościgu. Wiedzą, że i tak nas nie dopadną. Na dwupasmówce widzimy jakieś 400 m przed nami auto. Postanawiam je upokorzyć........ Odkręcam na maxa i chowam się za owiewkę. Po 23 minutach je doganiam. Jadę już z prędkością bliską maksymalnej i prawie łamię ograniczenie prędkości do 90. Pewnie bym przełamał tę barierę ale jadę nieco pod górkę. Ale najważniejsze jest to, że jestem juz przy tym aucie. A przeciwnik to nie byle jaki - Lada Samara z 1988r 1.5 benzyna lexus-look. Uśmiecham się pod nosem bo czuję, że mam jeszcze trochę luzu w manecie gazu. Odkręcam do oporu i czuję jak potężne przyspieszenie katapultuje mnie po przodu. Na budziku widnieje już prawie 90km/h i powoli rośnie. 91..................92.................93.............94........... trochę zgłodniałem ale nie odpuszczam. Nie mogę teraz o tym myśleć. Mam jeden cel. Mija kwadrans i prędkość dochodzi do 103 km/h. W tym momencie wysuwam się na prowadzenie i udaje mi się wjechać przed czerwony bolid ze stajni "toro-rosso". Mijając auto ze świstem powietrza, kątem oka uchwyciłem tylko zdumione spojrzenia jego pasażerów. Ale teraz to już nie ma znaczenia. Wiadomo kto jest zwycięzcą a kto pokonanym. Kilka dni temu spotkałem ich na parkingu.
Wreszcie jest mój zjazd..... Skręcam w stronę domu i wiem, że za kilka minut tam będę. Słońce rzuca przede mną cień. Czuję przez kierownicę delikatną strukturę asfaltu i wiem, że jestem w swoim żywiole. Jazda jest swoistym katharsis. Potrzebuję tego do życia jak powietrza. Parkuję na ulicy a kilka minut później podjeżdża Piotrek. Żegnamy się krótkim "do zo ziom". Następnym razem pośmigamy za dwa tygodnie. Jutro wyjeżdżam na kolonię do Ciechanowa. Muszę poprosić mamę żeby mnie spakowała........
Odstawiam maszynę do garażu i gaszę światło. Promienie zachodzącego słońca oświetlają zadupek i tylne koło. Zamykam drzwi żegnając maszynę czułym: "Za 2 tygodnie wrócę. Trzymaj się". Wchodząc do domu wyczuwam znajomy zapach ogórkowej........
Taaak.... teraz rozumiem..... Naprawde sa nas tysiace. Ja tez mam rs125 i uwielbiam te przyspieszenia. Mija 8 sekund licznik pokazuje magiczne 80km/h. Mija kolejne 7sekund juz jest 120. Ale to malo! Pragne wiecej!! W tym momencie ze swistem mija mnie czerwone Tico zapakowane rodzina do 3 pokolenia wstecz. Odkrecam manetke do oporu i klade sie na baku!! Mija 20minut - obrotomierz dochodzi do czerownego pola i czas wrzucic ostatni 4 bieg - juz jest 130km/h. Doganiam Tico i wyprzedzam na jedna dlugosc mojej maszyny. Taaaaaak!!! Niemalze ekstaza. Czuje spelnienie. Wygralem kolejna walke....
Powoli wytracam predkosc. Redukuje biegi i zjezdzam na pobocze. Zdejmuje kask. Uwazajac aby nie przypalic mlodzienczego zarostu zapalam ostatniego papierosa. Z politowaniem spogladam na przejezdzajace obok auta. Wiem ze to ja jestem najszybszy. Oni tez to wiedza. Widze to w ich wystraszonych spojrzeniach.
Slonce chyli sie ku zachodowi. Zaciagam sie po raz ostatni i wyrzucam peta. Zakladam kask i z cichym stuknieciem wrzucam bieg. Czas wracac do domu.... na obiad czeka ogorkowa a pozniej trzeba odrobic prace domowa
Rozdział drugi: Powrót do domu....
Jadę powoli. Zachodzące słońce rzuca przede mnie cień mnie i mojego motocykla. Jesteśmy spleceni w jedna calość..... stanowimy jedność. Czuje jak maszyna wierzga. Tylko czeka aż ruch mojego nadgarstka pozwoli jej wyrwać ku wolności stworzonej przez stado galopujących 13KM. Ale potrafię ja okiełznać. Mimo iż jest to bestia przy mnie jest potulna jak baranek.
Zatrzymuje sie na swiatłach. Nagle w lusterku powoli zbliża sie pojedyncze światełko. Adrenalina skacze do góry. Zwężają się źrenice i szczeki mocniej zaciskają. Czuje kolejna bitwę. Kolejna krew. No pasie obok zatrzymuje sie mój nowy rywal....
Zza przyciemnionej szybki TIGERA nie widzę jego twarzy ale wiem ze patrzy na mnie. Powoli zwiększam obroty. On robi to samo. Jego stjuningowana yamaha aerox aż rwie sie do wyścigu. Ale ja jestem spokojny i opanowany. JESTEM MOTOCYKLISTĄ....
Przymrużam oczy i szarpie manetka gazu. Z wydechu od r1 zamontowanego pod zadupkiem mojej RSki dochodzi przeraźliwy ryk. Matki z przerażeniem wołają swoje pociechy, przechodnie pochowali sie w krzaki. Ulice opustoszały. I wreszcie gaśnie czerwone światło....
Puszczam sprzęgło i maszyna z jazgotem wyrywa do przodu. Idziemy równo - łeb w łeb. Mijają kolejne sekundy wyścigu 10,11,12,13,14,15,16... Pędzę już 70km/h. W tym momencie jego maszyna zaczyna słabnąć. Już wiem ze wygrałem. Pozwalam sobie na lekki uśmiech. Chcę jednak pokazać swoją dominację!! Mimo ze pogubiłem wszystkie naklejki jadę dalej. I wreszcie jest!! Apogeum - Bestia osiągnęła 90km/h w ruchu miejskim. Zwalniam, pozwalam mu sie dogonić. W geście triumfu daję na kolo. Przednia opona ochoczo odrywa sie od ziemi na wysokość 7cm!!! Kątem oka widzę idące ulica dwie gimnazjalistki. Uśmiecham sie do siebie ze świadomością że widziały mój trick.
W myslach mowie sobie ze Wtedy dopiero czuje, że żyje ! ! Jednak zdaje sobie sprawe, że czasem jeden zły ruch, jeden moment nieuwagi może sprawić, że już nikt nie uściśnie mi dłoni. Podejmując tą "grę" trzeba się liczyć z konsekwencjami i byś świadom co może się stać.
Taaakk. Wiem co czujesz. Ja jestem taki sam jak Ty. Musimy umówic sie kiedyś na wspólne latanie po mieście.
Jestem już w domu. Ogórkowa wystygła.... Ale to nie ważne. Liczy się tylko to że jestem motocyklistą i mam "szacunek ludzi ulicy".
Elo ziomale!!...
Rozdział III: Sobota...
Wstaję rano i przecieram zaspane oczy. Po wczorajszym dniu pozostał tylko rozmyty krajobraz widziany zza wizjera kasku. Tigery mają nie najlepszą wentylację więc wszystko widać jak przez mgłę. Właściwie to jest coś jeszcze.... . W środku czuję jeszcze uczucie euforii po ostatnim starciu - A może to ta ogórkowa??
Wiem, że dziś znów będę jeździł. Znów poczuję tą moc ukrytą w potężnym silniku. Na sama myśl o tym ogarnia mnie przyjemny dreszcz. Wiem, że dziś też zmierzę sie z kolejnym rywalem.
Powolnym krokiem schodzę go garażu i zapalam światło. Z mroku wyłaniają się znajome kształty wściekłej maszyny. Jeszcze nie rozbudziła się ze snu. Czeka wiernie na mnie abym dotknięciem przywrócił ją do życia....
Pozbawiona naklejek wygląda jeszcze lepiej. Boję się tylko czy nie spowoduje to drastycznego spadku mocy. Na szczęście mam kilka zapasowych. Przyklejam je naprędce i już jestem gotów do jazdy....
Siadam wygodnie w kanapie i kciukiem muskam przycisk startera. O Taaaak!! Znów czuję to wibracje. Serce zaczyna bić szybciej. Kilkakrotne szarpnięcie manetką informuje mnie, że nowe naklejki świetnie się sprawują i dodatkowo poprawiły nieco przebieg krzywej momentu obrotowego.
Wyjeżdżam na ulice. Czuję, że dzisiejszy dzień będzie tym, który mieszkańcy mojego miasta na długo zapamiętają...
Mam zamiar pojechać dziś na jakiś zatłoczony parking przy centrum handlowym i trochę potrikować. Wiem, że znów przyciągnę zazdrosne spojrzenia zwykłych śmiertelników. Są jak robactwo - niegodni mego widoku. Ale niech patrzą... Niech napawają sie widokiem prawdziwego motocyklisty...
Z rykiem silnika wjeżdżam na parking. Jest jeszcze wcześnie więc mało osób. Nie szkodzi - przyjadę za chwile jak będzie ich więcej. Jadę przeczekać na pobliską stację benzynową. Zatrzymuję się i otwieram wlew paliwa. Słyszałem, że unoszące się w powietrzu na stacji opary paliwa mogą skroplić się wprost do baku!! Niech Ci frajerzy tankują i płacą a ja i tak będę miał za darmo.
Mija 20 minut podczas których staram sie jak najbardziej wystawić na widok publiczny. Nie zdejmuję kasku gdyż wtedy wyglądam bardziej tajemniczo. Widzę po twarzach ludzi, że sie boją. Lękają sie zamaskowanej postaci. Przeraża ich to co nieznane...
Wreszcie jadę znów na parking. Już jest około 40 aut i kilka osób przechodzi od samochodu do wejścia do centrum. Idealnie.... Jest wśród nich rodzina ze znajomego Tico. Przemykają nieco szybciej niż pozostali. Są upokorzeni. Mają w pamięci wczorajsza porażkę. Rwę gaz aby przykuć uwagę. W podziemnym parkingu brzmienie wydechu potęguje wszechobecne echo. Ludzie z zaciekawieniem odwracają wzrok... Na to właśnie czekałem. Dzięki temu czuję, że żyję. Kocham tę grę. A w niej może być tylko jeden zwycięzca -JA.
Wyznaczyłem dziś sobie cel. W nocy nie moglem spać gdyż w głowie kołatała mi sie jedna myśl. Słyszałem wewnętrzny głos, który mówił mi, że moze po ogorkowej troche ciezszy bede i zatrzymam na przednim na swiatlach nareszcie.
Tak. Dziś to zrobię!!!
Rozpędzam się. Mijają kolejne minuty. Wreszcie licznik pokazuje już 37km/h. Na forum Bravo przeczytałem, że muszę mieć co najmniej 40km/h aby wszystko się udało. Niestety muszę odpuścić.... skończył się parking. Trzeba znaleźć inne miejsce.
Niestety nie ma u mnie w mieście innego Lidla (to tutaj kupiłem swój kask i motocyklowe sofixy). Postanawiam poćwiczyć w ruchu miejskim. Znajduję najdłuższą prostą w mieście. Dobrze ją znam. Jestem jej władcą!! Niepokonany o 6 klasy podstawówki. Na jej końcu jest to czego pragnę. Światła!! Właśnie tam to zrobię - Zrobię stopalla!!
Ruszam wściekle. Potężny moment obrotowy wynoszący niewyobrażalne 3,76Nm powoduje uślizg opony a mnie chce ściągnąć z maszyny. Cisnę jednak dalej nie zważając na ból szyi przeciwstawiającej sie rwącemu pędowi powietrza. Wiem, że liczy sie każdy metr rozpędu...
W samą porę osiągam upragnione 40km/h. Jestem przed samymi światłami. To już ten moment! Przechylam się mocno do przodu, naciskam klamkę hamulca i.... tylna opona zaczyna sie unosić. Cóż za uczucie!! Ogarnia mnie euforia. Robię prawie idealne stoppie!! Nieco tylko nizsze niz wczorajsza guma ale i tak przypadkowi gapie są w szoku. Nie potrafią pojąć, że zwykły człowiek może tak kpić z praw fizyki. Ale ja nie jestem zwykłym człowiekiem. Jestem motocyklista...
Emocje powoli opadają. Nadchodzi to długo oczekiwane wyciszenie. Patrzę tylko na przechodniów żelaznym wzrokiem. Przerażeni stoją przez chwilę w osłupieniu. Szybki ruch nadgarstka budzi ich z odrętwienia i jak najszybciej odchodzą skuleni.
Osiągnąłem swój cel. Dla tej chwili sie urodziłem i na nią czekałem przez cale 14lat. Stoję na szczycie świata.
Postanawiam przed powrotem do domu jeszcze zatrzymać się na starówce. O tej porze powinno tam być sporo ludzi, którzy mogliby na mnie patrzeć. Czas mija powoli. Wskazówki zegarka ospale lecz miarowo wskazują upływający czas. Zakładam kask i odpalam silnik. Pierwszy bieg wskakuje z cichym stuknięciem. Kolejne wchodzą już bezgłośnie.....
rozdzial IV
"Wakacyjne wojaże"
Wakacje trwają. Na liczniku mojej maszyny przybywają kolejne kilometry nawinięte na koło. W moim mieście pojawił się nowy jeździec. Od czasu do czasu robimy wspólne ustawki i śmigamy po mieście albo trickujemy na parkingu przed Lidlem. Ja latam na mojej rs-ce a Piotrek "ileśtam" ma 11 letnie "Piaggio pollini mega-turbo-extra-wypas-120km/h-elektronik".
Dziś znów się spotykamy. Trochę pomajstrujemy przy maszynach a później pokażemy się na mieście. Mamy do zrobienia kilka rzeczy. Chciałem wypolerować ramę od mojej bestyjki. Widziałem w poważnym filmie dokumentalnym - Torque - że poprawia to aerodynamikę maszyny i w rezultacie wzrasta prędkość maksymalna. W głębi duszy mam nadzieję, że uda mi się przekroczyć granicę 123,2km/dobę.
Piotrek postanowił przerobić swój wydech na rasową przelotówkę. Niestety tata zabronił nam używać wiertarki i musimy skorzystać z młotka i gwoździa. Zostawiamy maszyny na ulicy a sami idziemy po niezbędne rzeczy. Moglibyśmy robić wszystko w garażu i wtedy nie musielibyśmy zasuwać 20m przez podwórko po każde potrzebne narzędzie ale wtedy sąsiedzi i przechodnie nie widzieliby, że znamy się na mechanice i potrafimy ulepszać nasze motocykle. Taaaaak...... Tjuning mechaniczny to jest to co kochamy. Uwielbiam, kiedy moja maszyna po każdej przeróbce staje się coraz zwinniejsza. Coraz bliższa ideałowi.... Po zrobieniu kilku dziur w wydechu Piaggio i kilku godzinach polerowania prace są zakończone. Obie maszyny stoją w popołudniowym słońcu a delikatny wiatr pieści ich kształty. trzeba przyznać, że tworzą razem piękną parę. Jakieś 30m od nas widzimy, że idą dziewczyny. Postanawiamy szybko odpalić maszyny żeby móc trochę pogazować jak będą obok nas przechodziły. Kiedy nas mijają widzę, że kokieteryjnie na nas spoglądają. Ale ja patrzę na nie kpiąco.... Mogę mieć takich setki. Taka maszyna jest przepustką do prawdziwego lachonarium.
Powoli wyjeżdżamy na ulice. Dotaczamy się w spacerowym tempie do najbliższych świateł i zajmujemy pole position. Na pasie obok stoi chłopak z naszego gimnazjum w swoim seicento sporting 700ccm. Uśmiechamy się do niego z politowaniem bo wiemy, że za chwilę jego nadzieje na nawiązanie jakiejkolwiek walki spełzną na niczym a my odjedziemy z podniesionym kołem ku najbliższym światłom. Mimo tego, że wiem, że nie ma żadnych szans to moje ciało reaguje podnieceniem i przyspieszonym biciem serca. Wbijam pierwszy bieg i dodaję gazu. Z rozdygotanym sercem czekam z zgaśnie czerwone światło. Czuję się trochę jak Rossi czekający na start w królewskiej klasie. Jestem taki sam jak on. Obaj wybijamy się ponad przeciętność......
Wreszcie gaśnie czerwone...... Strzelam ze sprzęgła i tylne koło kreśli długą na 5cm krechę na asfalcie. Cholera!! To na pewno trochę mnie spowolni. Po kilku metrach wciąż jestem na prowadzeniu. Piter trochę został w tyle ale spodziewałem się tego. Jego naklejki mocy mają mniejszą powierzchnię niż moje. Seiczento już skapitulowało....... ŻAŁOSNE. Znów czuję się panem świata!! Mogę przenosić góry i niszczyć narody!!! Veni Vidi Vici!!!!....... Cały wyścig trwał tylko kilkadziesiąt sekund ale tak naprawdę było to kilkadziesiąt sekund igrania ze śmiercią. Prędkości grubo ponad 47km/h to nie przelewki. Linia przerywana zmienia się w ciągłą i stojące przy drodze drzewa zlewają się ze sobą. Serce bije jak oszalałe i ręce się pocą. Wtedy każdy błąd możesz przypłacić życiem. Jesteś skupiony do granic możliwości. Wzbijasz się na poziom nieosiągalny dla innych, zwykłych ludzi. A moja eReSa nie wybacza błędów. Wielu już się przekonało o jej mocy i nie doceniło potencjału tego modelu. Ale mnie zaczyna być mało. W mojej głowie rodzą się plany kolejnych przeróbek maszyny.
Powoli zawracamy w stronę centrum. Wcześniej ustaliliśmy, że pojedziemy nad zalew bo w lato tam jest najwięcej ludzi i można się nieźle polansować. Może wyrwiemy jakieś lachony od nas ze szkoły. Kiedy zbliżamy się do zalewu zaczynamy wściekle rwać manetki gazu. Ważne jest żeby ludzie z daleka wiedzieli, że się zbliżamy. Zatrzymujemy się na parkingu. Przez chwilę nie gaszę motocykla żeby ludzie mogli zobaczyć moją niebieską żarówkę, którą wczoraj kupiłem za 12,5 zł i zamontowałem w lampie. Na pewno nie mogą wyjść z podziwu, że mam ksenony w mojej maszynie. A niektórzy mówili, że się nie da. Głupcy!!
Cały czas stoimy przy motocyklach i rozmawiamy zwracając uwagę przechodniów spieszących na plaże. Odwracają wzrok patrząc zazdrośnie na nas i coś szepcą między sobą. Wiem, że to podziw. W głębi duszy uśmiecham się do siebie. Przed wakacjami poddałem moją bestię tjunningowi optycznemu. Oprócz niebieskiej żarówki, na moim zadupku w słońcu dumnie błyszczy naklejka od chondy cbr1000rr. Teraz wszyscy wiedzą, że mam lytra. Zamówiłem też na allegro więcej naklejek i teraz na kasku widnieje piękny napis AGV, który zakrywa poprzednie logo Tigera. Tak jest lepiej. Kask od razu przestał parować i stał się cichszy, co ma ogromne znaczenie przy prędkościach bliskich maksymalnej.
Dzisiejszą przejażdżkę kończymy wcześnie bo musimy jeszcze zrobić kilka rzeczy przy maszynach. Ale postanowiliśmy, że drogę powrotną przejedziemy ostro.............
Ogromne przyspieszenia i szaleńcze hamowania to coś dla czego się urodziliśmy i dla czego żyjemy. Wy tego nie zrozumiecie. Nie jesteście PRAWDZIWYMI MOTOCYKLISTAMI!! Spod każdych świateł ruszamy podrywając przednie koło. Prawie za każdym razem udaje się choć na chwilę oderwać je od ziemi. Każde zatrzymanie kończy się pięknym, 3centymetrowym stoppie. Pędząc ulicami z prędkością, którą większość ludzi uznałaby za zabójczą widzimy radiowóz zaparkowany na poboczu. Ale nie odpuszczamy........ Tniemy powietrze niczym pocisk kalibru 9mm. Powietrze świszczy w uszach a ręce kurczowo walczą z wyrywającą się kierownicą. Policja nawet nie podejmuje pościgu. Wiedzą, że i tak nas nie dopadną. Na dwupasmówce widzimy jakieś 400 m przed nami auto. Postanawiam je upokorzyć........ Odkręcam na maxa i chowam się za owiewkę. Po 23 minutach je doganiam. Jadę już z prędkością bliską maksymalnej i prawie łamię ograniczenie prędkości do 90. Pewnie bym przełamał tę barierę ale jadę nieco pod górkę. Ale najważniejsze jest to, że jestem juz przy tym aucie. A przeciwnik to nie byle jaki - Lada Samara z 1988r 1.5 benzyna lexus-look. Uśmiecham się pod nosem bo czuję, że mam jeszcze trochę luzu w manecie gazu. Odkręcam do oporu i czuję jak potężne przyspieszenie katapultuje mnie po przodu. Na budziku widnieje już prawie 90km/h i powoli rośnie. 91..................92.................93.............94........... trochę zgłodniałem ale nie odpuszczam. Nie mogę teraz o tym myśleć. Mam jeden cel. Mija kwadrans i prędkość dochodzi do 103 km/h. W tym momencie wysuwam się na prowadzenie i udaje mi się wjechać przed czerwony bolid ze stajni "toro-rosso". Mijając auto ze świstem powietrza, kątem oka uchwyciłem tylko zdumione spojrzenia jego pasażerów. Ale teraz to już nie ma znaczenia. Wiadomo kto jest zwycięzcą a kto pokonanym. Kilka dni temu spotkałem ich na parkingu.
Wreszcie jest mój zjazd..... Skręcam w stronę domu i wiem, że za kilka minut tam będę. Słońce rzuca przede mną cień. Czuję przez kierownicę delikatną strukturę asfaltu i wiem, że jestem w swoim żywiole. Jazda jest swoistym katharsis. Potrzebuję tego do życia jak powietrza. Parkuję na ulicy a kilka minut później podjeżdża Piotrek. Żegnamy się krótkim "do zo ziom". Następnym razem pośmigamy za dwa tygodnie. Jutro wyjeżdżam na kolonię do Ciechanowa. Muszę poprosić mamę żeby mnie spakowała........
Odstawiam maszynę do garażu i gaszę światło. Promienie zachodzącego słońca oświetlają zadupek i tylne koło. Zamykam drzwi żegnając maszynę czułym: "Za 2 tygodnie wrócę. Trzymaj się". Wchodząc do domu wyczuwam znajomy zapach ogórkowej........
- Chopper1993
- Posty: 147
- Rejestracja: śr lut 01, 2012
- Miejscowość: Poznań (Czerwonak)
- Motocykl: Kawasaki Vulcan 750
- VROC: 0
-
- Posty: 89
- Rejestracja: śr maja 31, 2017
- Miejscowość: Przemocze
- Motocykl: Vulcan VN15 SE 1988r.
- VROC: 0
Kto jest online
Jest 14 użytkowników online :: 0 zarejestrowanych, 0 ukrytych i 14 gości
Najwięcej użytkowników (383) było online sob wrz 28, 2024
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości
Najwięcej użytkowników (383) było online sob wrz 28, 2024
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości