z mojego notatnika
: pn kwie 16, 2012
Kilkanaście lat wstecz, kiedy pracowałem jeszcze w moim rodzinnym mieście i pojeżdżałem w firmie Nysa-anem (była rewelacyjna zimą - kiedy padał śnieg, to na zewnątrz i w środku też dostałem polecenie udania się na drogę krajową, gdzie w rowie miał leżeć potrącony przez inny pojazd rowerzysta. Na miejscu zastaliśmy w rowie "kolarza" przykrytego rowerem, sprawiającego wrażenie "bez ducha" za to z aromatem wokół niego, który powalał wszystkie latające stworzenia. W minutę potem na miejsce przybyła karetka pogotowia z leciwą panią doktor na pokładzie. Biedaczce nie chciało się schodzić do śmierdzącego rowu, więc obejrzała klienta z odległości około metra i zawyrokowała: nie żyje!...w chwilę potem, kiedy pani doktor wypisywała kartę informacyjną, spod roweru wydobył się głos: sssssooooo nie żyje?! sssooooo nie żyje kurna!!!