Ano nie założryliśmy kombinezonów bo "za 20 km miało być słońce"
i z tą myslą śmigaliśmy dalej hehehehe, a potem to już się nie opłacało w momencie jak na postojach wylewałem wodę z rękawa
kilometrowo to myslę ze wyszło cos pod 900 km, Spider musiałby dotrzeć do danych z gps-u
Generalnie wyjechaliśmy niewiele po 5 rano, do granicy w Barwinku dobrenliśmy suchą stopą chociaż po drodze było dość zimno, tankowanie na granicy, ciepły żurek i dalej w drogę. Słowacja mineła dość szybko, po drodze przerwa na kawę, palenie i dalej w drogę, granica z Węgrami niezauważalna, przejechaliśmy spokjnie potem dalej w stronę Satu Mare. Na słowacji już zaczeło padać, miejscami nawet dość mocno, ale co to dla vulcanów, dzielnie chociaz ostrożnie do przodu i jakoś poszło. Na granicy rumuńskiej kontrola dokumentów, potem podjechaliśmy kawałek do tablicy widocznej na zdjęciu, tam obowiązkowe fotki i po krótkiej naradzie ( przeważającym głosie żony pomimo ze była w mniejszości
) decyzja o powrocie. Na węgrzech jeszcze odezwały się nasze zółądki domagając się czegoś do trawienia, wiec obserwując tablice informacyjne szukaliśmy jakiejśc gospody przy drodze, i faktycznie , info ze za 2 km coś jest, zwolnieliśmy, rozglądamy się z prawej na lewą rpzejechało się już spory kawałek i miejsca do żarcia ani widu ani słychu, ale w końcu udało się zatrzymać i posilić. Przed Tokajem jeszcze postuj na stacji benzynowej, ciepła kawa, małe zakupy i dalej w drogę. Przed granicą mijała nas grupka moto, wszyscy ładnie odziani w kombinezony a my w skórach ciezszych już chyba od samych vulcanów
mineliśmy jednak bez strat granicę, postój na Słowacji w Stropkowie , tam tez miało miejsce zdarzenie wpsomniane przez Spidera o ocieplaniu się rumem
żpna jednak stwierdziła po fakcie ze niewiele rozgrzewał, mzoe był za mokry heheheh, na mnie tez nie podziałał, moze dlatego ze pociągnałem tylko łyka , ruszyliśmy dalej, po polskiej stronie tankowanie i dalej do rzeszowa. Mieliśmy okazję przejeżdżac przez rzeczkę płynąca drogą, przelewała się przez jezdnię, policjant ostrzegł nas zebyśmy jechali środkiem i na własne ryzko, ale udało się bez strat minąc przeszkodę i cało wrócić do domu. My zameldowaliśmy się coś koło 22:30, ciepła woda w wannie i spać.
Pomimo pogody ktora dawała się we znaki wrażenia jak najbardziej pozytywne, i na pewno zostaną w pamieci.
Fotki jeszcze schną w aparacie
jutro postaram się wrzucić.
Oto obiecane fotki: