Patrząc na tłumy gapiów z tej nasiadówki wynika, że ten biznes będzie rozwijał się do rozmiarów koncernu ponad narodowego, albo jeszcze lepiej. Place, rejestratory, kamery, bajery, tylko nie uczą jeździć lub nie sprawdzają umiejętności radzenia sobie w ruchu.
W USA wyglądało to tak:
- podjazd pod budynek sekretarza stanu własnym pojazdem
- pobierasz druk testu i siadasz za stolikiem, masz czas 2 /dwie/ godziny, załatwiasz to w kwadrans, bo nie jesteś portorykiem czy innym tam....Za ściąganie wyrzucają na pysk.
- info że zdałeś, płacenie 45 USD /wtedy/ na miejscu, lub kartą, żadne przelewy
- idziesz przed budynek i wsiadasz do SWOJEGO pojazdu
- wsiada egzaminator
- jeździsz po mieście ok godziny, w tym manewry cofania, parkowania, parkowania pod górkę i z górki, gość podaje kurs i wypełnia kilkustronicowy formularz formatu A4
- podjeżdżasz ponownie pod budynek, gość informuje, że zdałeś, ew. uwagi, wysiadasz
- robią Ci fotkę i czekasz
- dają Ci prawo jazdy do ręki i wychodzisz
Można? Sam czysty proces zdawania 1,25 / w naszym przykładzie/ godziny do 3 godzin, plus trochę czekania na ich papierową robotę. Ale prawo jazdy do ręki!!! Monumentalnych ośrodków egzaminacyjnych brak. Pewnie są dla nich za drogie.
Procesu motocyklowego nie znam, ale jak znam kowbojów musi być prosty jak budowa cepa.
P.S. Niech ten demonstrator zrobi to cofanie z VN2000 albo goldasem.