Wakacje 2010
Jak miło było poczytać i pooglądac zdjęcia... mnóstwo kilometrów przejechaliście a na Waszych buźkach zero zmęczenia, fantastyczna opowieść i normalnie... pozazrościć!!!!!
I'm Member Queens of Roads !!!! http://www.queensofroads.pl/
-
- Posty: 173
- Rejestracja: pn cze 14, 2010
- Miejscowość: Szczecin
- Motocykl: Kawasaki Vn 1600 Nomad
- VROC: 0
Dzień 12.
Plany były ambitne . Chcieliśmy trochę więcej zwiedzić , ale brak czasu weryfikował plany. Decyzja - jedziemy do Barcelony. Odjeżdżamy od wybrzeża ( gps , szybka i za free ) i nie ma czego żałować . Nie tylko wybrzeże jest ładne. Ta droga to jedna wielka promenada widokowa . Widoki zapierają dech . Na nocleg wybieramy Benidorm. Dojeżdżamy , a to nie wioska , tylko Miami. Ocean i wieżowce . Trzeba coś wymyślić. Z przewodnika wyciągamy Moraire . To też nie wioska rybacka , tylko gruby i drogi kurort. Jest po 22 . Już się baliśmy , że przyjdzie nam nocować na trawie. Wycofujemy się i trafiamy na motelik za rozsądną kasę. To był naprawdę ciężki dzień .
Kilka fotek http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/13#
[ Dodano: Pią Paź 08, 2010 ]
Dzień 13.
Barcelona czeka. Pobudka , śniadanko i na koń ! Znów radość z jazdy. Kilometry , tankowanie i znów 2 gps-y i 2 drogi. Jedziemy motorki sobie autko sobie ale adres ten sam i dajemy radę. Jakiś korek , śmigamy między autami i coś się dzieje . Przed Barceloną wjeżdżamy w jakiś uśpiony kurort i robimy sobie obiadek na plaży. Przy okazji kąpiel w ciepłym morzu i ruszamy. Barcelona to moloch i jazda tam wymaga sporej gimnastyki. Odnajdujemy hostel z przewodnika i nie ma miejsc. Tylko rezerwacja. Obok na skrzyżowanie wpada kilka policyjnych aut , wyskakują mundurowi , jakieś zamieszanie i nagle kilku z nich z ręką na kaburach biegnie w naszym kierunku. Zamarliśmy. Na szczęście nie nas szukali. Okoliczne hotele też nie na naszą kieszeń więc ruszamy dalej. Trochę błądzimy , ale jest okazja zobaczyć miasto nocą. Jedziemy na północ i znajdujemy camping w El Masnou. Jest póżno , ale nocleg przyzwoity i miejsce wypadowe na Barcelone fajne . Jest OK !
Kilka fotek z tego dnia [url] http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/14#
Plany były ambitne . Chcieliśmy trochę więcej zwiedzić , ale brak czasu weryfikował plany. Decyzja - jedziemy do Barcelony. Odjeżdżamy od wybrzeża ( gps , szybka i za free ) i nie ma czego żałować . Nie tylko wybrzeże jest ładne. Ta droga to jedna wielka promenada widokowa . Widoki zapierają dech . Na nocleg wybieramy Benidorm. Dojeżdżamy , a to nie wioska , tylko Miami. Ocean i wieżowce . Trzeba coś wymyślić. Z przewodnika wyciągamy Moraire . To też nie wioska rybacka , tylko gruby i drogi kurort. Jest po 22 . Już się baliśmy , że przyjdzie nam nocować na trawie. Wycofujemy się i trafiamy na motelik za rozsądną kasę. To był naprawdę ciężki dzień .
Kilka fotek http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/13#
[ Dodano: Pią Paź 08, 2010 ]
Dzień 13.
Barcelona czeka. Pobudka , śniadanko i na koń ! Znów radość z jazdy. Kilometry , tankowanie i znów 2 gps-y i 2 drogi. Jedziemy motorki sobie autko sobie ale adres ten sam i dajemy radę. Jakiś korek , śmigamy między autami i coś się dzieje . Przed Barceloną wjeżdżamy w jakiś uśpiony kurort i robimy sobie obiadek na plaży. Przy okazji kąpiel w ciepłym morzu i ruszamy. Barcelona to moloch i jazda tam wymaga sporej gimnastyki. Odnajdujemy hostel z przewodnika i nie ma miejsc. Tylko rezerwacja. Obok na skrzyżowanie wpada kilka policyjnych aut , wyskakują mundurowi , jakieś zamieszanie i nagle kilku z nich z ręką na kaburach biegnie w naszym kierunku. Zamarliśmy. Na szczęście nie nas szukali. Okoliczne hotele też nie na naszą kieszeń więc ruszamy dalej. Trochę błądzimy , ale jest okazja zobaczyć miasto nocą. Jedziemy na północ i znajdujemy camping w El Masnou. Jest póżno , ale nocleg przyzwoity i miejsce wypadowe na Barcelone fajne . Jest OK !
Kilka fotek z tego dnia [url] http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/14#
Dzień 14.
Ruszamy zwiedzać miasto. Jest kilka miejsc , które warto zobaczyć. Sagrada Familia-coś niesamowitego. Do środka nie wchodzimy bo to 12,5 e/szt. Oglądamy przewodniki ze zdjęciami i resztę trzeba sobie wyobrazić . Zaczynamy szukać parku Gaudiego . Lądujemy przypadkowo na szczycie góry , z której rozciąga się panorama na całe miasto. Pogoda piękna , więc i widoki też. Szukamy dalej , to trzeba zobaczyć . Na światłach Anula zaczepia starszą panią na skuterku i próbuje dogadać się w języku "suahili" Udaje się. Jedzie w tamtym kierunku i holuje nas przez pół miasta. Miejsce bajkowe , sporo rodaków , więc czuję się jak na starówce w Krakowie.Anula lata robić foty , a ja słucham muzyki na żywo . Doznania nieziemskie. Jedziemy na stare miasto , katedra , wokół kilka scen , z których gra muza na żywo - jakieś święto? Nie wiemy ,trudno wszystko ogarnąć . Kupujemy pamiątki , chińscy hiszpanie mówiący po polsku , istny tygiel kulturowy.Czas na część nadwodną miasta.Mariny , mariny , mariny. Deptak 30 km jest gdzie łazić , kolejka linowa nad miastem , kolejna scena i muzyka na żywo. Centrum rozrywkowe , dziesiątki atrakcji i aż szkoda wyjeżdżać.I Znów tylko dzień a przydałby się tydzień. Zaledwie lizneliśmy miasto. I jeszcze jedno . Setki popierdułek i motocykli . Darmowe parkingi , a zmiana świateł na skrzyżowaniu wygląda jak start do moto Gp 125. I my naszym VN-em w tym tłumie . Wrażenia niesamowite. A to widziała Anula http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/16# http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/15#
Ruszamy zwiedzać miasto. Jest kilka miejsc , które warto zobaczyć. Sagrada Familia-coś niesamowitego. Do środka nie wchodzimy bo to 12,5 e/szt. Oglądamy przewodniki ze zdjęciami i resztę trzeba sobie wyobrazić . Zaczynamy szukać parku Gaudiego . Lądujemy przypadkowo na szczycie góry , z której rozciąga się panorama na całe miasto. Pogoda piękna , więc i widoki też. Szukamy dalej , to trzeba zobaczyć . Na światłach Anula zaczepia starszą panią na skuterku i próbuje dogadać się w języku "suahili" Udaje się. Jedzie w tamtym kierunku i holuje nas przez pół miasta. Miejsce bajkowe , sporo rodaków , więc czuję się jak na starówce w Krakowie.Anula lata robić foty , a ja słucham muzyki na żywo . Doznania nieziemskie. Jedziemy na stare miasto , katedra , wokół kilka scen , z których gra muza na żywo - jakieś święto? Nie wiemy ,trudno wszystko ogarnąć . Kupujemy pamiątki , chińscy hiszpanie mówiący po polsku , istny tygiel kulturowy.Czas na część nadwodną miasta.Mariny , mariny , mariny. Deptak 30 km jest gdzie łazić , kolejka linowa nad miastem , kolejna scena i muzyka na żywo. Centrum rozrywkowe , dziesiątki atrakcji i aż szkoda wyjeżdżać.I Znów tylko dzień a przydałby się tydzień. Zaledwie lizneliśmy miasto. I jeszcze jedno . Setki popierdułek i motocykli . Darmowe parkingi , a zmiana świateł na skrzyżowaniu wygląda jak start do moto Gp 125. I my naszym VN-em w tym tłumie . Wrażenia niesamowite. A to widziała Anula http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/16# http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/15#
-
- Posty: 173
- Rejestracja: pn cze 14, 2010
- Miejscowość: Szczecin
- Motocykl: Kawasaki Vn 1600 Nomad
- VROC: 0
Dziań 15.
No to ruszamy na lazurowe wybrzeże. Kierunek Marsylia. Wymyśliłem sobie na nocleg miasteczko Saint Chamas nad zalewem , zaintrygowała mnie nazwa. Jedziemy osobno. Robert za autem , a my z Anulą chulamy po okolicy. Dzieje się . Troszkę gubimy drogę , buszujemy po winnicy ( ble) , wcinamy migdały z drzewa (ble) jakieś niedojżałe chyba , ale jest fajnie. Zasuwamy do przodu i po kilku godzinach dowiadujemy się , że jesteśmy 40 km z tyłu Ciekawe. Dalej jakieś trochę dziwne , boczne drogi i dojeżdżamy na miejsce. Jesteśmy prawie godzinę przed nimi - jeszcze dziwniejsze. Zaczynamy poszukiwania noclegu. W knajpie przy marinie mówią nam , że tu nic nie znajdziemy. Troszkę dziwne .Taka miejscowość i żadnego hotelu ? Lecimy do Istres 12 km dalej . Wypasiony kurorcik i super droga wzdłuż zalewu , góra , dół i winkle. Fajny hotel z kotem w recepcji ale ta cena nawet po negocjacjach Wracamy i jedziemy w kierunku Marsylii.Jakaś przydrożna pizzeria więc trzeba zapytać . Okazuje się , że w St. Camas jest fajna knajpka z drugiej strony miasta i mają pokoje.Koło mariny to była konkurencja i dlatego nam nic nie powiedział - pies ogrodnika . Mamy metę na noc. Ładnie i nie drogo. Widok ogromnej skały , a w niej okna powalił nas . Jak oni wydłubali tą chatę ? Ekipa dojężdża po godzinie . Podoba się im , że nie muszą szukać noclegu . Dzień pełen wrażeń kończymy szklaneczką Sir Edwardsa,Robert jeszcze odwiedza dyskotekę i szuka wrażeń . Mówił , że było fajnie . Fotki Anuli http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/17#
[ Dodano: Nie Paź 10, 2010 ]
Dzień 16.
Humorki dopisują , pogoda też i ruszamy na lazurowe wybrzeże. Lecimy w kierunku Marsylii , trzeba przejechać przez miasto. Niby wszystko oznaczone , gps działa , ale takie widoki dookoła , że chce się głowa ukręcić i jak zwykle skręcamy nie tam gdzie trzeba . Dzięki temu mamy okazję przejechać przez kawałek miasta , a Anula pstryka foty i ma radochę , bo mieliśmy pojechać bokiem , a kręcimy się po centrum. Mamy awarię uchwytu do gps-a i teraz Anula trzyma go i z tylnego siedzenia próbuje opowiadać jak jechać. Nie wygląda to dobrze , ale dajemy radę . Lazurowe zaczynamy od Sait Tropez . Louis de Fuines rozsławił tą wioskę rybacką i jest to teraz gruby kurort. Trafiliśmy na zawody rzucania kulami obok małej kulki i całe miasteczko na placu. Anula wypatrzyła fajne butki na moto za 200 i pare euro , okazało się pózniej , że te pare to 95 ach te kobitki. Może następnym razem je kupi Na nabrzeżu spotkaliśmy 2 kolesi na Goldasach Taxi , którzy oferowali przejażdżki po okolicy. Lodziki , troszkę zdjęć i ruszamy dalej. Nocleg mamy mieć w hostelu w Freius obok Sait Rapchael. Ciut nie nad wodą , ale miejsce przeurocze. Pokój dla wszystkich z wygodami za dobrą kasę i pole namiotowe , klimat 19-to wiecznej posiadłości i super baza wypadowa na całe lazurowe wybrzeże . Udaje się naprawic uchwyt i już mam kontrolę nad trasą. Kończymy dzionek tradycyjnie kolacją i planujemy następny dzień , a jest co planować . kilka fotek : http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/18#
No to ruszamy na lazurowe wybrzeże. Kierunek Marsylia. Wymyśliłem sobie na nocleg miasteczko Saint Chamas nad zalewem , zaintrygowała mnie nazwa. Jedziemy osobno. Robert za autem , a my z Anulą chulamy po okolicy. Dzieje się . Troszkę gubimy drogę , buszujemy po winnicy ( ble) , wcinamy migdały z drzewa (ble) jakieś niedojżałe chyba , ale jest fajnie. Zasuwamy do przodu i po kilku godzinach dowiadujemy się , że jesteśmy 40 km z tyłu Ciekawe. Dalej jakieś trochę dziwne , boczne drogi i dojeżdżamy na miejsce. Jesteśmy prawie godzinę przed nimi - jeszcze dziwniejsze. Zaczynamy poszukiwania noclegu. W knajpie przy marinie mówią nam , że tu nic nie znajdziemy. Troszkę dziwne .Taka miejscowość i żadnego hotelu ? Lecimy do Istres 12 km dalej . Wypasiony kurorcik i super droga wzdłuż zalewu , góra , dół i winkle. Fajny hotel z kotem w recepcji ale ta cena nawet po negocjacjach Wracamy i jedziemy w kierunku Marsylii.Jakaś przydrożna pizzeria więc trzeba zapytać . Okazuje się , że w St. Camas jest fajna knajpka z drugiej strony miasta i mają pokoje.Koło mariny to była konkurencja i dlatego nam nic nie powiedział - pies ogrodnika . Mamy metę na noc. Ładnie i nie drogo. Widok ogromnej skały , a w niej okna powalił nas . Jak oni wydłubali tą chatę ? Ekipa dojężdża po godzinie . Podoba się im , że nie muszą szukać noclegu . Dzień pełen wrażeń kończymy szklaneczką Sir Edwardsa,Robert jeszcze odwiedza dyskotekę i szuka wrażeń . Mówił , że było fajnie . Fotki Anuli http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/17#
[ Dodano: Nie Paź 10, 2010 ]
Dzień 16.
Humorki dopisują , pogoda też i ruszamy na lazurowe wybrzeże. Lecimy w kierunku Marsylii , trzeba przejechać przez miasto. Niby wszystko oznaczone , gps działa , ale takie widoki dookoła , że chce się głowa ukręcić i jak zwykle skręcamy nie tam gdzie trzeba . Dzięki temu mamy okazję przejechać przez kawałek miasta , a Anula pstryka foty i ma radochę , bo mieliśmy pojechać bokiem , a kręcimy się po centrum. Mamy awarię uchwytu do gps-a i teraz Anula trzyma go i z tylnego siedzenia próbuje opowiadać jak jechać. Nie wygląda to dobrze , ale dajemy radę . Lazurowe zaczynamy od Sait Tropez . Louis de Fuines rozsławił tą wioskę rybacką i jest to teraz gruby kurort. Trafiliśmy na zawody rzucania kulami obok małej kulki i całe miasteczko na placu. Anula wypatrzyła fajne butki na moto za 200 i pare euro , okazało się pózniej , że te pare to 95 ach te kobitki. Może następnym razem je kupi Na nabrzeżu spotkaliśmy 2 kolesi na Goldasach Taxi , którzy oferowali przejażdżki po okolicy. Lodziki , troszkę zdjęć i ruszamy dalej. Nocleg mamy mieć w hostelu w Freius obok Sait Rapchael. Ciut nie nad wodą , ale miejsce przeurocze. Pokój dla wszystkich z wygodami za dobrą kasę i pole namiotowe , klimat 19-to wiecznej posiadłości i super baza wypadowa na całe lazurowe wybrzeże . Udaje się naprawic uchwyt i już mam kontrolę nad trasą. Kończymy dzionek tradycyjnie kolacją i planujemy następny dzień , a jest co planować . kilka fotek : http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/18#
Dzień 17.
Plany ambitne , wstajemy , śniadanko i ruszamy . Droga na Cannes , mnóstwo winki i przepiękne widoki , kawałek od morza ale tamtą drogę zostawiamy na powrót. Całe stada motocyklistów śmigających w górę i w dół , aż miło popatrzyć. Jest niedzielny poranek i na drodze spokojnie. Dojeżdżamy do Cannes i Anie aż wyrywa z siedzenia. Lecimy jednak do Monaco , by od tego miejsca zacząć zwiedzanie. Pogoda dopisuje. Chciałoby się zatrzymać na każdym zakręcie drogi i sycić wzrok widokami. W tym miejcu "Bóg" póscił wodze fantazji. Dojeżdżamy do Monaco . Z parkowaniem motocykla nie ma problemu. Lecimy w miasto. Można zwariować , nie wiadomo w którą stronę patrzeć i gdzie sobie pstryknąć fotę . Wszystko takie dopieszczone , wygłaskane aż nie chce się wierzyć . Monte Carlo , blichtr , błysk , przesyt i wszechobecna kasa , kasa , kasa . Robert za lody i 2 kawy zostawia 50 euro. No cóż , bogatemu wolno . Powolutku ruszamy brzegiem morza oglądając wszystko dookoła. Mariny , wypasione jachty za lepiej nie myśleć jaką kasę i do tego taki spokój , jakby to była normalna rzecz. Co kilka kilometrów postój i krótka sesja. Czas na Cannes . Jest ok.14 i jest już gęsto i nawet motorek ciężko nam zaparkować. Po kilku próbach udaje się i Anula lata i robi foty. Szczęście widać na każdej części jej ciała. Wyrywa jakiegoś gościa z hotelu gwiazd by jej robił zdjęcia , a następnie sama ma branie i musi uciekać przed gościem , który chce ją wyrwać na jakąś łódkę w najbliższej marinie. Woli jednak Vulcana i wraca do mnie. Wcinamy mielonkę z Lidla i ruszamy dalej. Kierunek Sait Rapchael.Zaliczamy jeszcze po drodze Nicee, jakiś festyn i zlot garbusów .Miasto robi wrażenie i znów zbyt mało czasu , by wszystko zobaczyć Po drodze jeszcze pomniejsze wioski , kurorciki , warte zobaczenia. Słoneczko powoli zachodzi , a my jesteśmy u celu. Zaliczamy bazar , robimy zakupy dla bliskich i ruszamy zjeść coś miejscowego. Po drodze odwiedzamy jeszcze miejsce , gdzie kilka lat temu pracowałem z kolegą . Ania szaleje jeszcze po sklepach i puszcza ciężko zarobione pieniążki ale jeżeli ma to jej dać szczęście to niech będzie . Kończymy egzotyczną kolację i wracamy do hostelu . I znów myśl , że trzeba ruszć dalej , a tu jeszcze tyle do zobaczenia . Tu trzeba będzie kiedyś wrócić . A to Anuli fotki oczarowanej lazurowym wybrzeżem http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/19#
Plany ambitne , wstajemy , śniadanko i ruszamy . Droga na Cannes , mnóstwo winki i przepiękne widoki , kawałek od morza ale tamtą drogę zostawiamy na powrót. Całe stada motocyklistów śmigających w górę i w dół , aż miło popatrzyć. Jest niedzielny poranek i na drodze spokojnie. Dojeżdżamy do Cannes i Anie aż wyrywa z siedzenia. Lecimy jednak do Monaco , by od tego miejsca zacząć zwiedzanie. Pogoda dopisuje. Chciałoby się zatrzymać na każdym zakręcie drogi i sycić wzrok widokami. W tym miejcu "Bóg" póscił wodze fantazji. Dojeżdżamy do Monaco . Z parkowaniem motocykla nie ma problemu. Lecimy w miasto. Można zwariować , nie wiadomo w którą stronę patrzeć i gdzie sobie pstryknąć fotę . Wszystko takie dopieszczone , wygłaskane aż nie chce się wierzyć . Monte Carlo , blichtr , błysk , przesyt i wszechobecna kasa , kasa , kasa . Robert za lody i 2 kawy zostawia 50 euro. No cóż , bogatemu wolno . Powolutku ruszamy brzegiem morza oglądając wszystko dookoła. Mariny , wypasione jachty za lepiej nie myśleć jaką kasę i do tego taki spokój , jakby to była normalna rzecz. Co kilka kilometrów postój i krótka sesja. Czas na Cannes . Jest ok.14 i jest już gęsto i nawet motorek ciężko nam zaparkować. Po kilku próbach udaje się i Anula lata i robi foty. Szczęście widać na każdej części jej ciała. Wyrywa jakiegoś gościa z hotelu gwiazd by jej robił zdjęcia , a następnie sama ma branie i musi uciekać przed gościem , który chce ją wyrwać na jakąś łódkę w najbliższej marinie. Woli jednak Vulcana i wraca do mnie. Wcinamy mielonkę z Lidla i ruszamy dalej. Kierunek Sait Rapchael.Zaliczamy jeszcze po drodze Nicee, jakiś festyn i zlot garbusów .Miasto robi wrażenie i znów zbyt mało czasu , by wszystko zobaczyć Po drodze jeszcze pomniejsze wioski , kurorciki , warte zobaczenia. Słoneczko powoli zachodzi , a my jesteśmy u celu. Zaliczamy bazar , robimy zakupy dla bliskich i ruszamy zjeść coś miejscowego. Po drodze odwiedzamy jeszcze miejsce , gdzie kilka lat temu pracowałem z kolegą . Ania szaleje jeszcze po sklepach i puszcza ciężko zarobione pieniążki ale jeżeli ma to jej dać szczęście to niech będzie . Kończymy egzotyczną kolację i wracamy do hostelu . I znów myśl , że trzeba ruszć dalej , a tu jeszcze tyle do zobaczenia . Tu trzeba będzie kiedyś wrócić . A to Anuli fotki oczarowanej lazurowym wybrzeżem http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/19#
-
- Posty: 173
- Rejestracja: pn cze 14, 2010
- Miejscowość: Szczecin
- Motocykl: Kawasaki Vn 1600 Nomad
- VROC: 0
Dzień 18.
Czas wracać do domku. Wbijamy Szczecin i powolutku ruszamy. Do przejechania ponad 1800 km w dwa dni i trzeba się sprężać. Przestajemy latać bocznymi drogami . Decyzja - płatne też , więc dzida.Na lazurowym autostrada jest tak zrobiona , że dostarcza nam wielu zdażeń i wrażeń . Wiadukty kilkadziesiąt metrów nad ziemią i tunele , które nie sposób zliczyć . Zbieramy bilety z bramek i lecimy dalej nie płacąc , jest poniedziałek i może to jakiś dzień dobroci dla nas , a może wiedzą , że jesteśmy spłukani a do domu daleko. Idzie dobrze , pogoda fajna , dość cieplo , gps-y pracują zgodnie , ale cóś mi nie gra ? Como ? Miała być Verona ? Lądujemy na granicy Szwajcarskiej . Trzepią Roberta i mnie , wszystko gra więc możemy ruszać dalej , tylko ta opłata 40 euro za przejazd ciut nas wystraszyła i wracamy . Pózniej stwierdzamy , że to błąd , bo dalej za autostrady musieliśmy zapłacic co nieco i wyszło niewiele mniej , a dodaliśmy sobie kilometrów. Szarzeje i trzeba pomyśleć o noclegu . Cieśnina Brenero i zaczynamy czuć chłodek. Zjeżdżamy z autostrady i jedziemy boczną drogą.W połowie drogi między Veroną , a Trento - miejscowość Avio. Powaliło nas na kolana. Przepięknie położone miasteczko otoczone górami , przytulny hotelik i zasłużony odpoczynek . Jeszcze tylko nocne polaków rozmowy i idziemy spać , bo jutro ciężki dzień . Kilka ostatnich Anuli fotek : http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/08#
http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/09#
Czas wracać do domku. Wbijamy Szczecin i powolutku ruszamy. Do przejechania ponad 1800 km w dwa dni i trzeba się sprężać. Przestajemy latać bocznymi drogami . Decyzja - płatne też , więc dzida.Na lazurowym autostrada jest tak zrobiona , że dostarcza nam wielu zdażeń i wrażeń . Wiadukty kilkadziesiąt metrów nad ziemią i tunele , które nie sposób zliczyć . Zbieramy bilety z bramek i lecimy dalej nie płacąc , jest poniedziałek i może to jakiś dzień dobroci dla nas , a może wiedzą , że jesteśmy spłukani a do domu daleko. Idzie dobrze , pogoda fajna , dość cieplo , gps-y pracują zgodnie , ale cóś mi nie gra ? Como ? Miała być Verona ? Lądujemy na granicy Szwajcarskiej . Trzepią Roberta i mnie , wszystko gra więc możemy ruszać dalej , tylko ta opłata 40 euro za przejazd ciut nas wystraszyła i wracamy . Pózniej stwierdzamy , że to błąd , bo dalej za autostrady musieliśmy zapłacic co nieco i wyszło niewiele mniej , a dodaliśmy sobie kilometrów. Szarzeje i trzeba pomyśleć o noclegu . Cieśnina Brenero i zaczynamy czuć chłodek. Zjeżdżamy z autostrady i jedziemy boczną drogą.W połowie drogi między Veroną , a Trento - miejscowość Avio. Powaliło nas na kolana. Przepięknie położone miasteczko otoczone górami , przytulny hotelik i zasłużony odpoczynek . Jeszcze tylko nocne polaków rozmowy i idziemy spać , bo jutro ciężki dzień . Kilka ostatnich Anuli fotek : http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/08#
http://picasaweb.google.pl/sjakimiec/09#
-
- Posty: 173
- Rejestracja: pn cze 14, 2010
- Miejscowość: Szczecin
- Motocykl: Kawasaki Vn 1600 Nomad
- VROC: 0
Dzień 19.
Ranek nieco chłodny , ale w końcu Alpy i prawie koniec września . Do domu 1170 km i dupka boli na samą myśl. Robetr coś marudzi , że nie damy rady , że po co , więc decyzja ruszamy sami , a Oni niech robią co chcą , tym bardziej , że trzeba ruszać a Paweł zrobił sobie wycieczkę krajoznawczą po oklicy i gościa wcięło. Duża buśka i w drogę . Zaczyna być naprawdę zimno . Termometr na kierownicy nie chce dojśc do 10 st.C Po godzinie tankujemy i dalej . Jakiś korek , więc miedzy autami i dalej. Jest plan i trasa , zaczynają się emocje. Cieśnina Brenero ładniutka. Ośnieżone szczyty gór , a na dole jeszcze pełne sady i winnice. Trzeba tam będzie polatać kiedyś ale nie po autostradzie . Jast co oglądać. Jest Austria , za chwilę Innsbruck i wpadamy do Niemiec. Te ich autostrady ratują nam życie. Niestety zaczyna padać . Po kolei ubieramy wszystko co mamy na deszcz i wiatr i do przodu . Paradoksalnie z upływem dnia i kilometrów powinniśmy być coraz bardziej zmęczeni i robić częstsze postoje , a jest odwrotnie. Nie potrzebne Redbulki , ani kawa na pobudzenie. Chęć dojechania do domu daje tyle adrenaliny , że gdyby nie tankowanie jechalibyśmy chyba non stop. Nie przeszkadza padający deszcz , nie robi wrażenia 10st.C na termometrze. Jest obwodnica Berlina i już mniej niż 200 km do domku. Mylimy nawet ostatni zjazd i zaliczamy dodatkową rundkę po ringu , ale to wszystko pikuś . W tyłku już tysiąc tego dnia to co to jest te pare kilometrów . Pod garażem jesteśmy kwadrans przed 22.oo. Daliśmy radę . Swoją decyzją i postawą zmobilizowaliśmy resztę ekipy i trochę po północy i Oni byli w domu. Robert zaliczył jeszcze kontrolę w Kołbaskowie i niestety wakacje się skończyły. Jak już pisałem zrobiliśmy 8667 km , przejechaliśmy przez kilka krajów , zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc i niestety wiele ominęliśmy. Warto było. Jak pozgrywamy , przebieżemy i poukładamy zdjęcia naszych współtowarzyszy podróży to napewno je Wam pokażemy. Służymy informacjami każdemu , kto będzie się wybierał w tamte strony. Pozdrawiamy i do zobaczenia na trasach
Ranek nieco chłodny , ale w końcu Alpy i prawie koniec września . Do domu 1170 km i dupka boli na samą myśl. Robetr coś marudzi , że nie damy rady , że po co , więc decyzja ruszamy sami , a Oni niech robią co chcą , tym bardziej , że trzeba ruszać a Paweł zrobił sobie wycieczkę krajoznawczą po oklicy i gościa wcięło. Duża buśka i w drogę . Zaczyna być naprawdę zimno . Termometr na kierownicy nie chce dojśc do 10 st.C Po godzinie tankujemy i dalej . Jakiś korek , więc miedzy autami i dalej. Jest plan i trasa , zaczynają się emocje. Cieśnina Brenero ładniutka. Ośnieżone szczyty gór , a na dole jeszcze pełne sady i winnice. Trzeba tam będzie polatać kiedyś ale nie po autostradzie . Jast co oglądać. Jest Austria , za chwilę Innsbruck i wpadamy do Niemiec. Te ich autostrady ratują nam życie. Niestety zaczyna padać . Po kolei ubieramy wszystko co mamy na deszcz i wiatr i do przodu . Paradoksalnie z upływem dnia i kilometrów powinniśmy być coraz bardziej zmęczeni i robić częstsze postoje , a jest odwrotnie. Nie potrzebne Redbulki , ani kawa na pobudzenie. Chęć dojechania do domu daje tyle adrenaliny , że gdyby nie tankowanie jechalibyśmy chyba non stop. Nie przeszkadza padający deszcz , nie robi wrażenia 10st.C na termometrze. Jest obwodnica Berlina i już mniej niż 200 km do domku. Mylimy nawet ostatni zjazd i zaliczamy dodatkową rundkę po ringu , ale to wszystko pikuś . W tyłku już tysiąc tego dnia to co to jest te pare kilometrów . Pod garażem jesteśmy kwadrans przed 22.oo. Daliśmy radę . Swoją decyzją i postawą zmobilizowaliśmy resztę ekipy i trochę po północy i Oni byli w domu. Robert zaliczył jeszcze kontrolę w Kołbaskowie i niestety wakacje się skończyły. Jak już pisałem zrobiliśmy 8667 km , przejechaliśmy przez kilka krajów , zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc i niestety wiele ominęliśmy. Warto było. Jak pozgrywamy , przebieżemy i poukładamy zdjęcia naszych współtowarzyszy podróży to napewno je Wam pokażemy. Służymy informacjami każdemu , kto będzie się wybierał w tamte strony. Pozdrawiamy i do zobaczenia na trasach
-
- Posty: 41
- Rejestracja: śr cze 02, 2010
- Miejscowość: Łódź
- Motocykl: Kawasaki Vn 900 Clasic
- VROC: 0
Cześć. Stachu piękna trasa. Tylko podziwiać Waszą determinację, wytrzymałość i chęć przeżycia extra przygód motocyklowych. Zazdroszczę, ale jak odchowamy dzieci i będziemy zdrowi razem z Olą ruszymy na spotkanie podobnego wyzwania. Wasze przygody świetnie się czyta i ogląda. Duży talent reportersko - literacki. Pozdrawiam -SNAKE.
Piter rozwaliłeś mnie tym zdjęciem. Dzieki za troche smiechu do łezoktogon pisze:Znamy tyle ze bez motocykla, ale przejechaliśmy samochodem kawałek Waszej trasy od Barcelony poprzez Lazurowe Wybrzeże więc klimat znany i zapamietany. Do Sagrady weszliśmy, od wewnątrz też wrażenie nieziemskie, Park Guell też zwiedziliśmy:
- oktogon
- Posty: 2154
- Rejestracja: śr kwie 07, 2010
- Miejscowość: Rzeszów
- Motocykl: BMW K1200RT
- VROC: 31527
Się pamieta jaszczura heheheheKatarzyna pisze:Piter rozwaliłeś mnie tym zdjęciem. Dzieki za troche smiechu do łezoktogon pisze:Znamy tyle ze bez motocykla, ale przejechaliśmy samochodem kawałek Waszej trasy od Barcelony poprzez Lazurowe Wybrzeże więc klimat znany i zapamietany. Do Sagrady weszliśmy, od wewnątrz też wrażenie nieziemskie, Park Guell też zwiedziliśmy:
_____ VROC 31527 _____
Kto jest online
Jest 44 użytkowników online :: 0 zarejestrowanych, 0 ukrytych i 44 gości
Najwięcej użytkowników (383) było online sob wrz 28, 2024
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 44 gości
Najwięcej użytkowników (383) było online sob wrz 28, 2024
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 44 gości