Moje pierwsze km na moto i mam nadzieję, że dalsze też
- Sylwester
- Posty: 103
- Rejestracja: śr kwie 26, 2017
- Miejscowość: Opole
- Motocykl: VN 1700 Nomad '12, był VN900 Classic LT '09
- VROC: 0
Moje pierwsze km na moto i mam nadzieję, że dalsze też
Dzień pierwszy - 70 km
I nadszedł ten dzień. Sobota 10.03.2018r. Właśnie w tym dniu kończy mi się ważność badań technicznych dla motocykla. Wbiłem się w ubranko motocyklowe, kask do ręki, akumulator do drugiej (wyciągnąłem przed ostatnimi ostrymi mrozami). W samochód i pod garaż. Otwieram, wchodzę, montuję akumulator. Jest zasilanie, ustawiam zegar, wyciągam kluczyk, odstawiam auto sprzed garażu. Wracam no i zaczyna się show. Odpalił bez problemu, wszedł na wysokie obroty, no ssanie automatyczne. Wsiadam i na luzie wprowadzam z garażu.
Doopa z siodła, zamykam garaż. Odwracamy się, moto stoi, silnik chodzi,taaaaaaa .........a ja mam pojechać nim na przegląd. A moje całe motocyklowe doświadczenie to parę tych godzin jazdy podczas kursu na prawko kat. A. No nie liczę tu rozbitego dziadkowego Komarka w wieku 15 lat. I mojej wtedy rozbitej głowy.
Więc do dzieła.
Siadamy, kosa złożona. Siedzimy: my, czyli ja, dusza na ramieniu, strach w oczach i na dodatek pełne gaciee. Więc start, sprzęgło, bieg, sprzęgło, odkrecona manetka i .........zgasł. No super.Proba nr 2. Przejechałem 3 metry. No jestem zaje.....isty. Do stacji kontroli pojazdów mam ok. 2 km. Tym stylem dojadę na wieczór, nie jednak nie. Wcześniej zarżnę aku czy inny rozrusznik. Do głównej ulicy mam ok 10 m. Jak tam dojechać i jak jechać dalej? Próba nr 3. Yes, yes, yes, jadę. Dojechałem do skrzyżowania.Nie zgasł. Huraaaaa.A teraz wjazd na główną ulicę
Stoję i się rozglądam, czekam jak uczniak na "pół kilometra" luzu żeby wjechać na ulicę. Jeeeeeest. Dałem radę. No już jestem "miszczem". Jadę. Dałem raďę. Teraz CPN, tankuję pod korekJuż sam, bo dusza zeszła z ramienia, strach uciekł z oczu a pełne gacie? Chyba wyciekło wszystko nogawkami.
Wyjazd z CPN jest już lepiej, następnie rondo zaliczone i wjazd na SKP. Facet trochę marudzi, że o 10.00 w sobotę ma 3 osoby do obsłużenia a do 10.00 było u niego pusto.
Wreszcie ja. Facet nakłada jakąś przejściówka na rolki. Wjezdzam przednim kołem. Rolki w ruch, hamulec ok.Tyl podobnie- rolki w ruch, hamuję, jest ok. Wyjazd z rolek, sprawdza klakson, oświetlenie. Nie czepiał się lightbarow czy kierunkowskazów swiecacych jako opozycyjne.
Facet mówi, że mogę wyjeżdzać. No warunki piękne. Stoję nad kanałem, ok 20 cm nad jego krawędzią. Z drugiej strony tez sciana wg mnie za blisko. Ciekawe jaką minę miałby gość gdyby wiedział, że całe moje doświadczenie na tym ciężkim moto to 2 km.
Odpalam i zgasł. Tu kanał tu ściana. Trzeba wyjechać a tu gacie się znowu zapełniają.
Spinam poślady start i wyjazd, poszloooo. Z gacie chyba też, bo jakoś lekko mi się jechało.
Jadę parę km do kolegi pochwalić się jak wygląda mój kryzys wieku średniego. On w kryzysie biega.
Krótkie gadu gadu i ruszam w teren.
Pogoda super, czas zacząć uczyć się jazdy. Wyjazd z Opola, ruszam w kierunku Turawy. Objeżdzam jezioro, w lesie cisza, spokój, tylko ja i moto. Pięknie.. na pustej drodze sprawdzam jak działa przeciwskret. No kurczę to działa...Lesnymi drogami dojeżdżam do Ozimka, tam wskakuje na drogę krajową w kierunku Opola. Dojazd do ronda, mmm chyba za szybko, przy redukcji biegów, gwałtowne wstrzymania, trzeba się mocno uczyć to nie samochód. Taką jazdą bez międzygazów daleko nie zajadę a tym bardziej moja skrzynia biegów.Ale mijam rondo, i tak chyba bikerzy mówią "dzida" do Opola. No moze nie "dzida" raczej mala strzalka czyli 60 mph. Pierwszy raz w zyciu tak gnalem 😁.
Wreszcie Opole, na ulicy spotykam motocykliste, on do mnie LwG, ja walcze z dojazdem do ronda ale tez udalo mi oderwac reke od kierownicy. Niezbyt to chyba ładnie nie odpowiadac na pozdrowienia.Co prawda mi do statusu "motocyklisty" brakuje baaaaaaardzo wiele, jestem przeciez tylko 'niedzielnym kierownikiem motocykla" .Podjeżdżam pod garaż i znowu nauka: podjazd lekko pod górkę, start z hamulca.Ufff dało radę.
Tak minął dzień piewszy - 10.03.2018r., 70 km.
Tydzień później- zima, dobrze, że przegląd już załatwione.
I nadszedł ten dzień. Sobota 10.03.2018r. Właśnie w tym dniu kończy mi się ważność badań technicznych dla motocykla. Wbiłem się w ubranko motocyklowe, kask do ręki, akumulator do drugiej (wyciągnąłem przed ostatnimi ostrymi mrozami). W samochód i pod garaż. Otwieram, wchodzę, montuję akumulator. Jest zasilanie, ustawiam zegar, wyciągam kluczyk, odstawiam auto sprzed garażu. Wracam no i zaczyna się show. Odpalił bez problemu, wszedł na wysokie obroty, no ssanie automatyczne. Wsiadam i na luzie wprowadzam z garażu.
Doopa z siodła, zamykam garaż. Odwracamy się, moto stoi, silnik chodzi,taaaaaaa .........a ja mam pojechać nim na przegląd. A moje całe motocyklowe doświadczenie to parę tych godzin jazdy podczas kursu na prawko kat. A. No nie liczę tu rozbitego dziadkowego Komarka w wieku 15 lat. I mojej wtedy rozbitej głowy.
Więc do dzieła.
Siadamy, kosa złożona. Siedzimy: my, czyli ja, dusza na ramieniu, strach w oczach i na dodatek pełne gaciee. Więc start, sprzęgło, bieg, sprzęgło, odkrecona manetka i .........zgasł. No super.Proba nr 2. Przejechałem 3 metry. No jestem zaje.....isty. Do stacji kontroli pojazdów mam ok. 2 km. Tym stylem dojadę na wieczór, nie jednak nie. Wcześniej zarżnę aku czy inny rozrusznik. Do głównej ulicy mam ok 10 m. Jak tam dojechać i jak jechać dalej? Próba nr 3. Yes, yes, yes, jadę. Dojechałem do skrzyżowania.Nie zgasł. Huraaaaa.A teraz wjazd na główną ulicę
Stoję i się rozglądam, czekam jak uczniak na "pół kilometra" luzu żeby wjechać na ulicę. Jeeeeeest. Dałem radę. No już jestem "miszczem". Jadę. Dałem raďę. Teraz CPN, tankuję pod korekJuż sam, bo dusza zeszła z ramienia, strach uciekł z oczu a pełne gacie? Chyba wyciekło wszystko nogawkami.
Wyjazd z CPN jest już lepiej, następnie rondo zaliczone i wjazd na SKP. Facet trochę marudzi, że o 10.00 w sobotę ma 3 osoby do obsłużenia a do 10.00 było u niego pusto.
Wreszcie ja. Facet nakłada jakąś przejściówka na rolki. Wjezdzam przednim kołem. Rolki w ruch, hamulec ok.Tyl podobnie- rolki w ruch, hamuję, jest ok. Wyjazd z rolek, sprawdza klakson, oświetlenie. Nie czepiał się lightbarow czy kierunkowskazów swiecacych jako opozycyjne.
Facet mówi, że mogę wyjeżdzać. No warunki piękne. Stoję nad kanałem, ok 20 cm nad jego krawędzią. Z drugiej strony tez sciana wg mnie za blisko. Ciekawe jaką minę miałby gość gdyby wiedział, że całe moje doświadczenie na tym ciężkim moto to 2 km.
Odpalam i zgasł. Tu kanał tu ściana. Trzeba wyjechać a tu gacie się znowu zapełniają.
Spinam poślady start i wyjazd, poszloooo. Z gacie chyba też, bo jakoś lekko mi się jechało.
Jadę parę km do kolegi pochwalić się jak wygląda mój kryzys wieku średniego. On w kryzysie biega.
Krótkie gadu gadu i ruszam w teren.
Pogoda super, czas zacząć uczyć się jazdy. Wyjazd z Opola, ruszam w kierunku Turawy. Objeżdzam jezioro, w lesie cisza, spokój, tylko ja i moto. Pięknie.. na pustej drodze sprawdzam jak działa przeciwskret. No kurczę to działa...Lesnymi drogami dojeżdżam do Ozimka, tam wskakuje na drogę krajową w kierunku Opola. Dojazd do ronda, mmm chyba za szybko, przy redukcji biegów, gwałtowne wstrzymania, trzeba się mocno uczyć to nie samochód. Taką jazdą bez międzygazów daleko nie zajadę a tym bardziej moja skrzynia biegów.Ale mijam rondo, i tak chyba bikerzy mówią "dzida" do Opola. No moze nie "dzida" raczej mala strzalka czyli 60 mph. Pierwszy raz w zyciu tak gnalem 😁.
Wreszcie Opole, na ulicy spotykam motocykliste, on do mnie LwG, ja walcze z dojazdem do ronda ale tez udalo mi oderwac reke od kierownicy. Niezbyt to chyba ładnie nie odpowiadac na pozdrowienia.Co prawda mi do statusu "motocyklisty" brakuje baaaaaaardzo wiele, jestem przeciez tylko 'niedzielnym kierownikiem motocykla" .Podjeżdżam pod garaż i znowu nauka: podjazd lekko pod górkę, start z hamulca.Ufff dało radę.
Tak minął dzień piewszy - 10.03.2018r., 70 km.
Tydzień później- zima, dobrze, że przegląd już załatwione.
- Wielebny Bolo
- Posty: 1189
- Rejestracja: ndz sty 14, 2018
- Miejscowość: Brzeg Dolny
- Motocykl: VN 2000 Parowóz
- VROC: 0
Kolega ze SKP dwa razy użył "rolek" dla motorów. Pierwszy i ostatni. Sprawdzali jakieś żelazo za 100 kilka tyś. Koło zablokowało a motor wyleciał z rolek w stronę kanału. Jakoś go wybronili ale wszyscy mieli pełna zbroję.
Ja jeszcze na takich rolkach nie rejestrowałem moto.
Ja jeszcze na takich rolkach nie rejestrowałem moto.
Ostatnio zmieniony pt mar 23, 2018 przez Wielebny Bolo, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Posty: 56
- Rejestracja: śr mar 09, 2016
- Miejscowość: Kobylniki/Poznań
- Motocykl: Mean Streak 1,5
- VROC: 0
Ładna historia jak tak piszesz to jesteś prawdziwy biker
Mój fachowiec od przeglądów powiedział że nie puści mnie na rolki bo się można nieźle na nich zabić a po za tym powiedział "wy motocykliści to macie fioła na punkcie hamulców i nie uwierzę że któryś może źle działać, zresztą jak by źle działał to by pan w worku już leżał"
Mój fachowiec od przeglądów powiedział że nie puści mnie na rolki bo się można nieźle na nich zabić a po za tym powiedział "wy motocykliści to macie fioła na punkcie hamulców i nie uwierzę że któryś może źle działać, zresztą jak by źle działał to by pan w worku już leżał"
Doświadczenie to nazwa, którą każdy nadaje swoim błędom.
- Sylwester
- Posty: 103
- Rejestracja: śr kwie 26, 2017
- Miejscowość: Opole
- Motocykl: VN 1700 Nomad '12, był VN900 Classic LT '09
- VROC: 0
: Dzień drugi - 3 km.
No i znowu sobota - 24.03.2018r.
Umówiłem się, że odstawię moto do serwisu na wymianę opon. Buty z białym pasem już miały czekać.
Żeby nie tracić całego dnia ok. 9.00 byłem już w moto-mundurku.Razem z żoną zawieźliśmy jedną córkę na zuchowe szukanie wiosny a druga z nami do garażu. Otwieram, wchodzę, kluczyk w stacyjkę, słyszę jak się włączają pompy i inne jakieś cuda. Wciskam starter .... I ciszaaaaaa. Jeszcze raz wciskamy starter - znowu cisza, aż brzeczalo w uszach, taka cisza. No kur..... pomyśłałem i glosno tez przekląłem. No zajeb....cie. Ze mnie mechanik jak chiński cesarz.
No cóż pozostaje koło ratunkowe jak w milionerach. Publiczność? Kiepsko, tylko żona i córka . Pół na pół? Też kiepsko, nawet wypić nie było tam z kim tej połówki (żona kierowca) . Zostaje tylko telefon do przyjaciela. Żona od razu odpada, bo wiadomo ...... To wybrałem numer i jeeest odebrał. Krótka moja informacja co jest i próba uruchomienia moto przez telefon. Dobra dusza ze słuchawki mówi: poklikaj starterem - czasami może coś nie łączyć, sprawdź kluczyk w stacyjce, czy pompy się włączają - tak. No to słuchawka mówi, to musi być bezpiecznik.
I zaczynamy zabawę, jak znaleźć bezpieczniki w VN900 przez telefon. Parę minut walki i ściągnąłem prawy boczek, teraz już wiem, że to nie ten. Nagle zrobiła się 11.00, Żona z córką od godziny cierpliwie czekają w samochodzie, no bo przecież zaraz uruchomie, zaraz będzie ok..... Poddalem się wreszcie, jadę do domu.
Ostra praca szarych komórek i jest pomysł. Jeżeli miałem odstawić moto do serwisu to niech go sobie przywiozą, Mają taką usługę. A co jest kasa jest władza
Wsiadam w samochód, już po cywilnemu - bez moto-mundurka, w serwisie mówię co i jak, a gość, że sobota, że brak czasu wreszcie pyta (podobnie jak poprzednio słuchawka) starter kilka razy włączałeś?, kluczyk w stacyjce przekręcałeś?, i magiczne zaklęcie CZY JEST NA LUZIE?. No jasne, że jest no co ty gościu. Dobra wsiadam i do garażu. Wysiadam, drzwi, stacyjka, pompy się włączają i szukam, szukam .........i zielone oko się nie świeci. Kur.......byl na biegu. Wrzucam luz, starter i .......slysze bulbulbul. A ja sciagnalem mu kanape, boczek, chcialem grzebac dalej eeeeh. Dobrze że ma to zabezpieczenie bo bym go puścił na ścianę.
Zadzwoniłem do "słuchawki" podałem przyczynę awarii, a tam chyba długo szczękę z podłogi zbierał.
Podjechałem motkiem pod serwis - mina gościa bezcenna. Tak minęła godz. 14.00.
Pół soboty walczyłem jak Don Kichot z wymyślonymi wiatrakami, a miało być szybko, rach, ciach.
Żoną mnie podsumowała krótko BLONDYN, no cóż.
Po tym wyczynie to od razu mogę być gwiazdą Usterki czy innych Fachowców.
A w avatarze zasłużenie pojawi się kot Sylvester, w tej chwili chyba przewyższa mnie inteligencją.
Tak minął drugi dzień jazdy - 3 km
No i znowu sobota - 24.03.2018r.
Umówiłem się, że odstawię moto do serwisu na wymianę opon. Buty z białym pasem już miały czekać.
Żeby nie tracić całego dnia ok. 9.00 byłem już w moto-mundurku.Razem z żoną zawieźliśmy jedną córkę na zuchowe szukanie wiosny a druga z nami do garażu. Otwieram, wchodzę, kluczyk w stacyjkę, słyszę jak się włączają pompy i inne jakieś cuda. Wciskam starter .... I ciszaaaaaa. Jeszcze raz wciskamy starter - znowu cisza, aż brzeczalo w uszach, taka cisza. No kur..... pomyśłałem i glosno tez przekląłem. No zajeb....cie. Ze mnie mechanik jak chiński cesarz.
No cóż pozostaje koło ratunkowe jak w milionerach. Publiczność? Kiepsko, tylko żona i córka . Pół na pół? Też kiepsko, nawet wypić nie było tam z kim tej połówki (żona kierowca) . Zostaje tylko telefon do przyjaciela. Żona od razu odpada, bo wiadomo ...... To wybrałem numer i jeeest odebrał. Krótka moja informacja co jest i próba uruchomienia moto przez telefon. Dobra dusza ze słuchawki mówi: poklikaj starterem - czasami może coś nie łączyć, sprawdź kluczyk w stacyjce, czy pompy się włączają - tak. No to słuchawka mówi, to musi być bezpiecznik.
I zaczynamy zabawę, jak znaleźć bezpieczniki w VN900 przez telefon. Parę minut walki i ściągnąłem prawy boczek, teraz już wiem, że to nie ten. Nagle zrobiła się 11.00, Żona z córką od godziny cierpliwie czekają w samochodzie, no bo przecież zaraz uruchomie, zaraz będzie ok..... Poddalem się wreszcie, jadę do domu.
Ostra praca szarych komórek i jest pomysł. Jeżeli miałem odstawić moto do serwisu to niech go sobie przywiozą, Mają taką usługę. A co jest kasa jest władza
Wsiadam w samochód, już po cywilnemu - bez moto-mundurka, w serwisie mówię co i jak, a gość, że sobota, że brak czasu wreszcie pyta (podobnie jak poprzednio słuchawka) starter kilka razy włączałeś?, kluczyk w stacyjce przekręcałeś?, i magiczne zaklęcie CZY JEST NA LUZIE?. No jasne, że jest no co ty gościu. Dobra wsiadam i do garażu. Wysiadam, drzwi, stacyjka, pompy się włączają i szukam, szukam .........i zielone oko się nie świeci. Kur.......byl na biegu. Wrzucam luz, starter i .......slysze bulbulbul. A ja sciagnalem mu kanape, boczek, chcialem grzebac dalej eeeeh. Dobrze że ma to zabezpieczenie bo bym go puścił na ścianę.
Zadzwoniłem do "słuchawki" podałem przyczynę awarii, a tam chyba długo szczękę z podłogi zbierał.
Podjechałem motkiem pod serwis - mina gościa bezcenna. Tak minęła godz. 14.00.
Pół soboty walczyłem jak Don Kichot z wymyślonymi wiatrakami, a miało być szybko, rach, ciach.
Żoną mnie podsumowała krótko BLONDYN, no cóż.
Po tym wyczynie to od razu mogę być gwiazdą Usterki czy innych Fachowców.
A w avatarze zasłużenie pojawi się kot Sylvester, w tej chwili chyba przewyższa mnie inteligencją.
Tak minął drugi dzień jazdy - 3 km
- Nosferatu
- Posty: 48
- Rejestracja: śr lip 26, 2017
- Miejscowość: Bydgoszcz
- Motocykl: VN 800A "Brunner"
- VROC: 38492
Widzę tu talent literacki Też byłem osr@#y przy pierwszej przejażdżce Vulcanem. A wyjazd z posesji poprzedniego właściciela był dramatem. Bywały kiedyś okazjonalne oblatywania wsi Ogarem, motorynką, Virago 535, Savage 650, VT 500C, Magną itp. itd. (Kumpel sprowadzał moto z Holandii). W 2012 robiłem prawko, a potem było pięć lat przerwy. Mamy rok 2017 i kupuję moją 800setkę. Sprzęt waży 250 kg a ja jakieś 67 kg więc jego majestat budzi mój respekt i rzeczywisty strach. Z początku traumatyczne przeżycie - na końcu duma i satysfakcja
A najlepszy motór, jeśli jeszcze nie wiecie: szeroki lacz za dupskiem i wąski na przedzie;-)
A ja się tak zapytam, luz luzem a czy wciskane sprzęgło było? Może czujnik sprzęgła zaśniedziały, bo powinien i na biegu odpalić i nawet z rozłożoną kosą tyle, ze sprzęgło musi być wciśnięte. Pozdrowionka...
POZDR robdk
Mój kanał Motogaraż robdk
Mój kanał Motogaraż robdk
- Sylwester
- Posty: 103
- Rejestracja: śr kwie 26, 2017
- Miejscowość: Opole
- Motocykl: VN 1700 Nomad '12, był VN900 Classic LT '09
- VROC: 0
Dzień trzeci - 3 km.
Tym razem piątek (zresztą Wielki Piątek) - 30.03.2018r.
Nuuuuuuda, „trasa” serwis – garaż. Serwis zrobiony, oponki nówki-sztuki, biały pas jeszcze ma trochę niebieski odcień – podobno to jakieś zabezpieczenie, ale za jakiś czas zniknie.
Gość z serwisu ostrzegł „Uważaj, to nowe opony, nie szalej, najpierw musisz je trochę dotrzeć/przetrzeć” czy …uj wie co. Taaa ja i szaleć na moto. Chłopie co ty gadasz? Dla mnie on (moto) żyje prawie własnym życiem . Ale podobno jest trochę niebezpiecznie na takich nowiutkich. Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem i w ogóle nie stąd.
Ale na wszelki wypadek odpuściłem sobie w dniu następnym Motojajeczko w Opolu. Padał lekki deszczyk i była mokra jezdnia. Chcę jeszcze trochę pojeździć a nie ślizgać się po kostce.
Żadnego obciachu, żadnej głupiej wpadki. Jest „miszcz”.
Tak minął drugi dzień jazdy - 3 km
Łącznie: 76 km
Dzień czwarty - 15 km.
Znowu piątek - 06.04.2018r.
Zerwałem się wcześniej  z pracy i byłem o 17.00 w domu. Pogoda ładna w sam raz na krótka rundkę.
Już tradycyjnie wskakuje w moto-mundurek, w samochód (bo do garażu aż 1,5 km!) i jestem. Sprawdzam (bo już wiem ) czy świeci się zielone oko luzu. Jest ok. Guzik jeden, guzik drugi i bul bul bu bul. Jest krótko przed 18.00. A o 18.00 w Opolu, pod „Dziadem” na wylocie na Strzelce Opolskie spotykają się opolscy jednośladowcy. No nic pojadę, przywitam się, przedstawię.
Wjeżdżam na parking i doooooopa blada. Rozglądam się i rozglądam…., tylko jedna armatura stoi (moja ). Ludzi ok. 30. Połowa młodzieży na ścigaczach, druga połowa panowie w średnim wieku na turystykach typu BMW GS 1200 czy coś podobnego. Ładnie się przedstawiłem, powiedziałem, że prawko zrobiłem w tamtym roku i dostałem kontrolne pytanie „A za którym razem?”. Hmm, no cóż, praktyczny był dopiero za piątym podejściem. No to witaj w klubie. Średnia egzaminów jest zachowana.
Udało mi się namierzyć mojego znajomka (wiek średni, tez turystyk) i było troszkę bajerki. I okazało się, że co poniektórzy pozamieniali już armatury na turystyki, może taka moda jest?
No cóż chyba nie ta bajka. Patrząc z góry można by rzec, że ten mój czerwony/bordowy PanBurak wygląda na tle tych szarych, czarnych i burych sztuk jak zużyta podpaska.
Przyszła pora jechać. A tam wyjazd pod górkę (mocną) na drogę dosyć uczęszczaną. No PKP (pięknie, kur…a, pięknie). Jak to zrobić bez obciachu. Start z hamulca nożnego, oż w mordę.
Wjeżdżam na górkę, przednie koło już na prostym, tył na zjeździe. Nie ma szans, trzeba z nożnego.
Patrzę, rozglądam się i ….gaz, sprzęgło, hamulec i zgasł!. I kur…a leci mi na prawą stronę. Dobrze, że jednak nie jestem mały, podtrzymałem kolanem, podciągnąłem ręką. Jednak ciężkie bydlę. Ale utrzymałem. Druga próba podjazdu - bez problemu. Pewnie Panowie na dole parkingu mieli ubaw ze mnie. Garaż. Dom.
Tak minął dzień czwarty - 15 km
Łącznie: 91 km
Dzień piąty - 331 km.
sobota/niedziela – 07/08.04.2018r.
No wreszcie wielka podróż. Pierwsza poważniejsza wycieczka na ruchliwe drogi.
Plan: Opole-Tychy-Pszczyna-Opole.
Start 10.45 z Opola.
Ledwo wjechałem na obwodnicę Opola a tu już boczny wiatr. Nie jestem mikrus, wiec radze sobie. Jadę z szaleńcza prędkością 55-60 mph. Prędkość krajoznawcza. Przed autostradą tankuję w Strzelcach Opolskich. Wskaźnik pokazał ¼ zbiornika, przebieg ok 85 mil, wlałem ok. 6 litrów. Chyba coś wskaźnik mi szwankuje.
Wjazd na autostradę. Jadę tak ok 60 mph, ciut szybciej niż TIR-y, wyprzedzam 70 mph, jak na razie dla mnie to urwanie głowy .
Takim emeryckim stylem jazdy dojechałem do Tychów w 2 godziny, no trochę długo. Objechałem mamuśkę, szwagra (no kur..a ładny, ładny ) wieczorem spotkałem się z właścicielem pięknego VN 1600 Nomad „Phantom” z 2005r. pogadaliśmy trochę. Potem kierunek Pszczyna. Stop u znajomych, ognisko, piwko, ze dwie pięćdziesiątki i lulu.
W niedzielę powrót. Ładnie, pięknie. Już jakby lżej i przyjemniej się jechało niż w dniu poprzednim.
Chciałbym powiedzieć bez przygód wycieczka, ale……
Już w samym Opolu na pierwszym rondzie bym się wpier…..olił w krawężnik. Za słabo się poskładałem, ale dobrze, że była mała prędkość to jakoś uratowałem się przed tym krawężnikiem
Tak minął dzień piąty - 331 km
Łącznie: 422 km
PS.
Bóg stworzył świat w 6 dni, siódmego odpoczywał.
Ze mnie jednak nie będzie „biker” w ciągu 6 dni, ale mam nadzieję, że nie zajmie mi to również 666 dni.
Tym razem piątek (zresztą Wielki Piątek) - 30.03.2018r.
Nuuuuuuda, „trasa” serwis – garaż. Serwis zrobiony, oponki nówki-sztuki, biały pas jeszcze ma trochę niebieski odcień – podobno to jakieś zabezpieczenie, ale za jakiś czas zniknie.
Gość z serwisu ostrzegł „Uważaj, to nowe opony, nie szalej, najpierw musisz je trochę dotrzeć/przetrzeć” czy …uj wie co. Taaa ja i szaleć na moto. Chłopie co ty gadasz? Dla mnie on (moto) żyje prawie własnym życiem . Ale podobno jest trochę niebezpiecznie na takich nowiutkich. Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem i w ogóle nie stąd.
Ale na wszelki wypadek odpuściłem sobie w dniu następnym Motojajeczko w Opolu. Padał lekki deszczyk i była mokra jezdnia. Chcę jeszcze trochę pojeździć a nie ślizgać się po kostce.
Żadnego obciachu, żadnej głupiej wpadki. Jest „miszcz”.
Tak minął drugi dzień jazdy - 3 km
Łącznie: 76 km
Dzień czwarty - 15 km.
Znowu piątek - 06.04.2018r.
Zerwałem się wcześniej  z pracy i byłem o 17.00 w domu. Pogoda ładna w sam raz na krótka rundkę.
Już tradycyjnie wskakuje w moto-mundurek, w samochód (bo do garażu aż 1,5 km!) i jestem. Sprawdzam (bo już wiem ) czy świeci się zielone oko luzu. Jest ok. Guzik jeden, guzik drugi i bul bul bu bul. Jest krótko przed 18.00. A o 18.00 w Opolu, pod „Dziadem” na wylocie na Strzelce Opolskie spotykają się opolscy jednośladowcy. No nic pojadę, przywitam się, przedstawię.
Wjeżdżam na parking i doooooopa blada. Rozglądam się i rozglądam…., tylko jedna armatura stoi (moja ). Ludzi ok. 30. Połowa młodzieży na ścigaczach, druga połowa panowie w średnim wieku na turystykach typu BMW GS 1200 czy coś podobnego. Ładnie się przedstawiłem, powiedziałem, że prawko zrobiłem w tamtym roku i dostałem kontrolne pytanie „A za którym razem?”. Hmm, no cóż, praktyczny był dopiero za piątym podejściem. No to witaj w klubie. Średnia egzaminów jest zachowana.
Udało mi się namierzyć mojego znajomka (wiek średni, tez turystyk) i było troszkę bajerki. I okazało się, że co poniektórzy pozamieniali już armatury na turystyki, może taka moda jest?
No cóż chyba nie ta bajka. Patrząc z góry można by rzec, że ten mój czerwony/bordowy PanBurak wygląda na tle tych szarych, czarnych i burych sztuk jak zużyta podpaska.
Przyszła pora jechać. A tam wyjazd pod górkę (mocną) na drogę dosyć uczęszczaną. No PKP (pięknie, kur…a, pięknie). Jak to zrobić bez obciachu. Start z hamulca nożnego, oż w mordę.
Wjeżdżam na górkę, przednie koło już na prostym, tył na zjeździe. Nie ma szans, trzeba z nożnego.
Patrzę, rozglądam się i ….gaz, sprzęgło, hamulec i zgasł!. I kur…a leci mi na prawą stronę. Dobrze, że jednak nie jestem mały, podtrzymałem kolanem, podciągnąłem ręką. Jednak ciężkie bydlę. Ale utrzymałem. Druga próba podjazdu - bez problemu. Pewnie Panowie na dole parkingu mieli ubaw ze mnie. Garaż. Dom.
Tak minął dzień czwarty - 15 km
Łącznie: 91 km
Dzień piąty - 331 km.
sobota/niedziela – 07/08.04.2018r.
No wreszcie wielka podróż. Pierwsza poważniejsza wycieczka na ruchliwe drogi.
Plan: Opole-Tychy-Pszczyna-Opole.
Start 10.45 z Opola.
Ledwo wjechałem na obwodnicę Opola a tu już boczny wiatr. Nie jestem mikrus, wiec radze sobie. Jadę z szaleńcza prędkością 55-60 mph. Prędkość krajoznawcza. Przed autostradą tankuję w Strzelcach Opolskich. Wskaźnik pokazał ¼ zbiornika, przebieg ok 85 mil, wlałem ok. 6 litrów. Chyba coś wskaźnik mi szwankuje.
Wjazd na autostradę. Jadę tak ok 60 mph, ciut szybciej niż TIR-y, wyprzedzam 70 mph, jak na razie dla mnie to urwanie głowy .
Takim emeryckim stylem jazdy dojechałem do Tychów w 2 godziny, no trochę długo. Objechałem mamuśkę, szwagra (no kur..a ładny, ładny ) wieczorem spotkałem się z właścicielem pięknego VN 1600 Nomad „Phantom” z 2005r. pogadaliśmy trochę. Potem kierunek Pszczyna. Stop u znajomych, ognisko, piwko, ze dwie pięćdziesiątki i lulu.
W niedzielę powrót. Ładnie, pięknie. Już jakby lżej i przyjemniej się jechało niż w dniu poprzednim.
Chciałbym powiedzieć bez przygód wycieczka, ale……
Już w samym Opolu na pierwszym rondzie bym się wpier…..olił w krawężnik. Za słabo się poskładałem, ale dobrze, że była mała prędkość to jakoś uratowałem się przed tym krawężnikiem
Tak minął dzień piąty - 331 km
Łącznie: 422 km
PS.
Bóg stworzył świat w 6 dni, siódmego odpoczywał.
Ze mnie jednak nie będzie „biker” w ciągu 6 dni, ale mam nadzieję, że nie zajmie mi to również 666 dni.
Ostatnio zmieniony czw kwie 19, 2018 przez Sylwester, łącznie zmieniany 2 razy.
Kto jest online
Jest 100 użytkowników online :: 0 zarejestrowanych, 0 ukrytych i 100 gości
Najwięcej użytkowników (383) było online sob wrz 28, 2024
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 100 gości
Najwięcej użytkowników (383) było online sob wrz 28, 2024
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 100 gości