rosja 2010

Trasy, drogi, wycieczki. Gdzie byliśmy, co polecamy, a co stanowczo odradzamy.
kawa 2000
Posty: 511
Rejestracja: sob kwie 10, 2010
Miejscowość: Warszawa-Piaseczno
Motocykl: VN 2000 WLA 42 WLD42
VROC: 31512

rosja 2010

Post autor: kawa 2000 » pn wrz 05, 2011

ROSJA 2010

Pierwszy krok : pomysł wyprawy do Rosji zrodził się w sylwestra jak robiłem podsumowanie 2009 i co bym mógł zrobić w 2010 . Plan wyprawy to trasa: Warszawa - Kowno – Ryga – Tallin – Petersburg – Miednoje – Moskwa – Katyń – Kijów – Lwów - Warszawa – ok. 5000 km w 10-14 dni
Drugi krok : dzieci dały w prezencie mapę samochodowa Rosji i okolic.
Trzeci krok : zamieściłem na różnych forach anons o wyprawie i poszukiwaniu chętnych . Tylko dwie osoby zainteresowane wyjazdem jedna to Teresa ( pozdrawiam ) ale zupełny świeżak i Wiktor z Lubaczowa oddelegowany do Lwowa
Start z warszawy planuje na 13 czerwca w poniedziałek ( białe noce w Petersburgu )
Skład ekipy :
Ja na vulcanie a Wiktor na roadsterze
Moje moto po przeglądzie już w maju , wiza wklepana do paszportu , czytam wszystko co piszą w internecie na temat Rosji i odpraw celnych. W opisach z granicy króluje papierkomania , pieczątkomania za które trzeba wnosić przeróżne opłaty . Dojadę to zobaczę.
Ostatnie zakupy na moto bazarze , telefon od Wiktora kupić na cito opony bo łyse . Udaje się mi kupić tylko tylną i umówić wymianę na rano w poniedziałek . Wiktor przyjeżdża ze Lwowa w niedzielę wieczorem.
Dzień pierwszy – poniedziałek 13.06
Zaczynamy od wizyty w serwisie na wymianie opony . Na starcie mamy 4 godziny opóźnienia oraz deszcz . Z Warszawy wyjeżdżamy o 12 . Wyszków – Łomża – Augustów – Kowno . O 20 kwaterujemy w motelu a mota do garażu ( po 20 € od osoby ) motel prowadzi Ormianin
Dzień drugi – wtorek 14.06
Poranek pochmurny , wietrzny i chłodny i bez pokrowców w drogę .Kierunek Ryga . Drogi poza miastami dobre , prawie zerowy ruch . Do Rygi dojeżdżamy ok. południa . Parkujemy na parkingu strzeżonym i zwiedzanie Starego Miasta . Wszystko zadbane choć parę ruinek znalazłem. Bardzo drogo . Ruszamy dalej i tu problem - brak drogowskazów na wyjazd z miasta . Plączemy się , ulice kiepskie , spory ruch . W końcu życzliwa dusza z puszki wyprowadza nas poza Rygę na szosę do Tallina i zawraca do miasta. Słońce , jedziemy , tankujemy , jemy , odpoczywamy . droga przebiega na zatoką ryską . Widoki piękne , spotykamy Niemca na BMW który jest w drodze do Murmańska
Wjeżdżamy w Tallin . wszystkie znaki przeszkadzają dojechać nam do Starego Miasta. Po ich złamaniu nie ma problemu . Zwiedzanie , fotki i znowu wyjazd z miasta stwarza problem . Brak oznakowań i dziurawe ulice . Ale poza miastem droga jak stół i zero ruchu. Jedziemy. 21 widno , 22 widno ,23 widno, 24 widno . czas na spanie . Motel z knajpą prowadzona znowu przez Ormianina ( domek z bali 35 € )
Dzień trzeci – środa 15.06
Pobudka. Słonce . Pakowanie ,śniadanie i w drogę . Z drogi widać zatokę .W jakiejś wsi stacja jak z PGR i tu problem za dolary niet za euro niet tylko ichnia waluta , wymiana toże niet .Proponuję nieśmiało kartę . Charaszo . Udało się nie musimy pchać sprzęta do Narvy .
Granica z Rosją . Nad granica góruje zamek. Odprawa estońska szybka a my na czoło kolejki i czekamy na wjazd na most graniczny . Dusza na ramieniu jak przeżyję tę biurokrację . A tu szok odprawa błyskawiczna , celnicy z nami wypełniają deklaracje celne. Żadnych opłat . Rosyjska flaga na maszt. Szczastliwej darogi słyszymy na wyjeździe z zony granicznej.
Pierwsza wymiana walut i porównanie cen . Benzyna tania jak woda mineralna ok.2,5 PLN , jedzenie porównywalne. Asfalt i brak ruchu zachęca aby pogonić nasze kuce po rosyjskiej ziemi i nagle heble na maksa , niema asfaltu tylko dziury w dziurach . Jedziemy 20-30 od prawa do lewa szukając mniejszych dziur i tak przez kilkanaście km. Tak jak się zaczęły dziury tak się skończyły , ale droga jest już tylko przyzwoita . Zatrzymujemy się na obiad , ja tradycyjnie barszcz i pielmieni . Wychodzimy a tu deszcz. Zakładanie jednoczęściowego okrycia na motocyklowe wdzianko to dla mnie duże wyzwanie. Ale udaje mi się. Pani z obsługi wybiega i daje Wiktorowi rosyjska flagę żeby nie był gorszy ode mnie . Ruch coraz większy . Pamiątkowe foto przy tablicy Petersburga. Do tej pory jak my mamy postój i przejeżdża bajker , to zatrzymuje się z pytaniem w czym może pomóc , nie tylko lewa w górę . Petersburg wita nas korkami. Szukamy noclegu wg mapy miasta. Żadnych drogowskazów ani reklam hotelu . Koniec języka za przewodnika i wjeżdżamy w blokowisko . Jest blok taki sam jak inne bloki mieszkalne , bez szyldu . To jest hotel a w nim normalne mieszkania z pełnym wyposażeniem . Dostajemy mieszkanie jednopokojowe z kuchnią za 2100 rubli/dobę . Na oko zmieściłoby się 5-6 osób. Motocykle na strzeżonym parkingu spięte wspólną liną. Nasze pokrowce do suszenia . Północ i jeszcze jasno . Ustalamy plan na jutro .
Dzień czwarty – czwartek 16.06
Pobudka o 6. Słońce i wiatr , krótki marsz do trolejbusu , przesiadka w metro i zaczynamy zwiedzanie
Meczet
Dom Piotra I
Krążownik Aurora
Twierdza Pietropawłowska
Place i Parki
Ermitaż
Pałac Zimowy
Cerkwie
Czysto , asfalt równy. Nogi coraz bardziej wchodzą w tyłek. Bardzo dużo milicji i innych służb mundurowych. Dużo turystów z Niemiec. Podziwiamy kanały i jak władza jeżdżąc w obstawie radiowozów paraliżuje skrzyżowania. Jedziemy metrem nad zatokę a tu bałagan graniczy z luksusem. Znowu metro , trolejbus i hotel
Dzień piaty – piątek 17.06
Pobudka o 7. W planie Carskie Sioło i kierunek Moskwa. Błądzenie przy wyjeździe z miast , to już tradycja , tablice są ale parę metrów przed skrętem i nie zawsze nam się udaje na nie zareagować pilnując własnych tyłków. Tu panami drogi są kierowcy puszek a reszta to pył marny. Jesteśmy w Carskim Siole. Park ogromny a rezydencja powala. W oryginale na złocenia zużyto ponad 100 kg dukatowego złota a teraz kilkaset litrów farby.
Tym razem próba wyjazdu na szosę moskiewską kończy się naszym rozdzieleniem i szukaniem nawzajem. Dobrze że Wiktor stanął i czekał to go w końcu znalazłem. Szosa moskiewska prosta z dobrym asfaltem na trzech pasach, bardzo ruchliwa. Środkowy pas co 1 km zmienia kierunek , dzięki czemu nie ma problemu z wyprzedzaniem kolumn tirów. Dużo milicji i radarów , raz nawet błysnął nam po oczach. Mijane wioski drewniane i prawie wyludnione. Późnym popołudniem dojeżdżamy do Miednoje. Nekropolia zadbana. To mioejsce robi wrażenie. Znajduję tabliczkę z nazwiskiem stryjecznego dziadka. Za ogrodzenie rozbabrana budowa czegoś. We wsi chcemy zrobić zakupy i przy prędkości 60 km/h zaliczamy wyrwę. Myślałem że tył mnie wyprzedzi. Dobra droga stępiła naszą czujność. Sklepy zamknięte, ale młodzi na skuterach mówią że nas zaprowadzą do sklepu. Ruszamy przez wieś , skręcamy , zaczyna brakować asfaltu a bloki obok nie mają nie tylko drzwi ale i okien ,droga prowadzi w krzaki i zaczyna robić się nie ciekawie. Wyjeżdżamy z krzaków na otwarte pole na którym stoi jakiś rozwalający się barak przed którym grupa wytatuowanych młodych karczków. Z dusza na ramieniu podjeżdżamy a nasi przewodnicy mówią że tu jest sklep. Wchodzę i słyszę jak moja szczeka uderza o podłogę. W środku normalny supermarket z wózkami z doskonałym zaopatrzeniem. A ja tylko chleb i chodu aż się za nami zakurzyło.
Zmęczenie daje o sobie znać i na 160 km od Moskwy stajemy na stacji Lukojlu. Sprzęt przed wejściem spinamy linką pod okiem ochraniarza , a my namiot rozbijamy z tyłu na trawniku.
Dzień szósty – sobota 18.06
Rano szok, namiot stoi pomiędzy tirami , nie słyszałem żadnego hałasu. Słońce .W drogę. Wjeżdżamy do Moskwy. Ruch bardzo duży , pięć pasów zapchane. Wiktor jedzie pierwszy prawym pasem i widzę jak samochód omija mnie poboczem i próbuje wepchnąć
go pod samochód obok. Sygnał , światła , hamulce i tym razem opatrzność czuwała. Próbujemy dojechać na ul.Małagruzińska do katolickiej parafii z polskim proboszczem. Tu motocykliści tylko trąbili ale żaden nie stanął i nie zaproponował pomocy. Po dwóch godzinach błądzenia jesteśmy na miejscu. I mamy kwatery. Po południu w metro i do centrum. Plac Czerwony z wiecznie żywym, Łubianka , kościół na ul. Mała Łubianka – jedyny czynny w Moskwie za Stalina i tylko dla korpusu dyplomatycznego , cerkiew Zmartwychwstania. Kreml już zamknięty. To zostawiamy na jutro rano. Koniec dnia i spać
dzień siódmy – niedziela 19.06
Jedziemy metrem znowu do centrum , kupujemy bilety i zdobywamy Kreml , cerkiew koło cerkwi , pękniety dzwon i Car Puszka największa armata świata która ani razu nie wystrzeliła. Wracamy po mota i w drogę na Smoleńsk. Tradycyjnie gubimy się na rozjeździe ale tylko jeden raz. Droga gorsza niż z Petersburga , nie ma dziur tylko łaty. Pod Smoleńskiem na stacji benzynowej bajker rysuje dokładną mapę jak dojechać do miejsca katastrofy i do Katynia. Faktycznie jest bardzo precyzyjna. Dojeżdżamy bez problemu. Przy szosie pierwsze miejsce pamięci z wieńcami i zniczami ,szarfy tylko po rosyjsku. Idziemy w głąb nie ogrodzonego terenu. Wychodzimy na skraj pasa , skręcamy w lewo i przez krzaki wychodzimy na pas skopanej ziemi szer.ok.100 m i dł. ok. 400 m. to jest to miejsce. Na początku pasa od strony szosy drzewka mają połamane wierzchołki. Z boku tego pasa równolegle biegnie droga z płyt betonowych. Przy niej leży głaz a wokół znicze i kwiaty. Widać że dawno nikt tu nic nie składał ani nie palił zniczy. Z boku stoi radiowóz z milicją. Chwila modlitwy i zadumy nad losem.
Kierunek Katyń. Zdążyliśmy przed zamknięciem. Nekropolia jest podzielona na dwie części rosyjską i polską do których prowadzą oddzielne bramy. Nie ma polaków jedynie my i kilkoro Rosjan. Cisza aż w uszach dzwoni. Architektura cmentarza podobna jak w Miednoje.
Kierunek Briańsk . Zmęczenie zmusza do szukania noclegu. Zero moteli i stacji benzynowych , niewiele wsi , droga jak wymarła. Zatrzymujemy się w jakiejś wiosce. Wiktor jedzie na rekonesans w boczną uliczkę. Za chwile trąbi , jadę. Mała chałupka, ogrodzona z malutkim podwórkiem na którym ledwo mieszczą się dwa mota i pies na łańcuchu. Dla namiotu jest tylko miejsce na trawniku przy samej ulicy. Właściciel bardzo nieufny. Ale dzięki i za to. Padamy. Rano tylko słyszę jak coś jedzie jak ktoś idzie i rozmawia, ale to nam nie przeszkadza.
dzień ósmy – poniedziałek 20.06
Pobudka. Słońce. Rano gospodarz zaprasza nas na śniadanie. Opowiada o sobie a my o sobie. Żegnamy się i w drogę . kierunek Ukraina. Tankujemy w Brańsku jak zwykle pod korek. Po przejechaniu ok. 30 km yamacha Wiktora zaczyna dymić i tracić moc. W kawie wszystko ok. Stajemy. Pustkowie ,tylko pola i żadnej żywej duszy. Co się dzieje? Paliwo? Niemożliwe. Jeden ma problem drugi nie. Dzwonię do Uploada ( dzięki ) . Radzi zmienić paliwo. Wiktor zostaje pilnować mota, ja łapię stopa i jadę następne 30 km do następnej stacji. Okazuje się że to stacja tej samej sieci RUSSOWNIEFT. Rozmowa na temat złego paliwa w tej sieci panie skwitowały ,że w obłasti smoleńskiej to złodzieje ( Brańsk to smoleńska obłast ). I zaczęło się szukanie kanistra. Na stacji nie ma , w moto sklepie tez nie ma. Idę dalej. Jest coś na kształt kuźni skrzyżowanej z warsztatem samochodowym specjalizującym się w technice motoryzacyjnej ZSRR. Bingo jest karnister , właściciel tegoż naczynia pożyczy a nawet mnie zawiezie. Jedziemy moskwiczem , ja trzymam drzwi bo się nie zamykają a kierowca deskę bo lata po całej kabinie. Dojeżdżamy. Wiktor się opala. Temu do dobrze. Kierowca ma nawet pompkę do spuszczania paliwa, niezłe ustrojstwo , przynajmniej nie musze pić benzyny. Spuszczamy benzynę koloru żółtego a zalewamy białego. Tą żółtą nasz wybawca zalewa do siebie. Odpalamy i dymiąc jedziemy do warsztato-kuźni na czyszczenie świec w gwiazdce. Świece czarne jak smoła. Jeszcze załapujemy się na błogosławieństwo klienta popa. Tankujemy pod korek i w drogę. Gwiazdka odzyskuje power. Wjeżdżamy na szosę Moskwa – Kijów. Asfalt znowu super. Dookoła tylko pola , lasy i właściwie prosto. Gdzie granica nie wiadomo, żadnej tablicy informacyjnej. W szczerym polu przy szosie stoi kilka budynków i to już granica. Szybka odprawa i jesteśmy na Ukrainie. I znowu droga prosta i pola , zero ruchu, zero stacji benzynowych, dziwne ale to droga międzynarodowa. Po ponad 100 km hotel dla tirowców ( 100 hrywien za dwie osoby ). Można się wykąpać
dzień dziewiąty – wtorek 21.06
Kierunek Kijów. Słońce. Szukamy kantora wymiany walut i stacji benzynowej. Znajdujemy kantor i dojeżdżamy na resztkach paliwa do stacji. Kijów przejeżdżamy tranzytem ( 2 lata temu byłem ). Problemy jak zwykle z właściwym wyjazdem . Wiktor prowadzący mija rozjazd , jak go gonię to dwie terenówki z prawej i lewej zaczęły mnie ściskać , musiałem obudzić resztę moich koników. Moto wyrwało jak rakieta i zaraz po heblach bo byłem na zderzaku puszki przede mną. I dopiero wtedy mnie i siebie zobaczyli. Opatrzność czuwała. Dalej to spokojna jazda. Dobra droga na przemian z remontowaną. Po południu dojechaliśmy do miasta Korzec. Ostatnie miasto II Rzeczpospolitej i miejsce pierwszej ofiary agresji sowieckiej w 1939 r. Zanim trafiliśmy na kwaterę próbowałem motocyklem udawać kozicę ( ostry podjazd pod górkę najeżony dołami i kamieniami- taki skrót ). Skończyło się na wizycie u tamtejszego mechanika bo zaczepiłem i zerwałem cybant z przewodu od układu chłodzenia. Wniosek jest jeden : moje moto jest pojazdem asfaltowym a nie mocno terenowym. Nocleg na plebani Parafii św. Antoniego. Proboszczem jest ksiądz góral z Zakopanego. Człowiek zaakceptowany i lubiany przez wielowyznaniowych mieszkańców miasteczka. Czego przykładem jest reportaż w lokalnej gazecie z odpustu w parafii. Gadamy do późna.
dzień dziesiąty – środa 22.06
Zostało tylko 300 km do Lwowa i spokojna jazda. Bez atrakcji. Nocleg we Lwowie
Dzień jedenasty – czwartek 23.06
Pożegnanie z Wiktorem który zakończył swoje wyprawę i powrócił do służby a ja na przejście w Korczowej. Kolejka przed zoną. Powolutku dojeżdżam do bramy. Zostaję wpuszczony bez problemu i znowu powolutku pomiędzy samochodami dojeżdżam na początek kolejki. Brak odpraw bo przejście za odprawami do polskiej zony zablokowane pojazdami już odprawionymi przez Ukraińców puszkami. Ale mnie odprawiają i znowu powolutku jadę pod polski szlaban. Wychodzi młoda w mundurze i mówi „czego bez kolejki” – jestem w domu . Na wszystkich granicach było miło – proszę , dziękuję , szerokiej drogi i bez kolejki a tu „czego bez kolejki”. Po stronie ukraińskiej 6 min. a po polskiej 60 min. Wieczorem melduję się w domu
Przejechaliśmy 4800 km , średnie zużycie 5,2l/100km, wydałem 700 $.
BYŁO WARTO
https://picasaweb.google.com/1120118376 ... 8WBtYmO3AE#

https://picasaweb.google.com/1120118376 ... rrGuK3DgAE#

Andrew
Posty: 6148
Rejestracja: śr kwie 07, 2010
Miejscowość: Będzin
Motocykl: VN 1500 Vinci,VN 2000 Deep Purple,VN 15 Ziuk
VROC: 31802

Post autor: Andrew » pn wrz 05, 2011

Maciuś szacunek .Prwdziwy biker. Ja po ostatnim wyjeździe do Kijowa mam stracha jechać w tamte strony. Ale po Twojej lekturze ..... Dzięki za opis. Gratuluję wyprawy.

Awatar użytkownika
Długi Lech
Posty: 1000
Rejestracja: ndz lis 14, 2010
Miejscowość: Białystok
Motocykl: EN 500 C3
VROC: 33639

Post autor: Długi Lech » pn wrz 05, 2011

Gratuluję wyprawy i odwagi ! Tak obrazowo to opisałeś, super dziennik z wyprawy i fotki extra.
Jak napisał Andrzej, rasowy z Ciebie biker :pedzi: :clap: :clap: :clap:
Pozdrawiam Leszek

VROC #33639

Awatar użytkownika
Lecho
Posty: 4598
Rejestracja: śr maja 12, 2010
Miejscowość: Białystok
Motocykl: VN1600 Classic
VROC: 32224

Post autor: Lecho » pn wrz 05, 2011

Czyta się świetnie.
Szacunek :pada:
Trochę Maćku załadowany byłeś :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Konrad
Posty: 4986
Rejestracja: czw mar 17, 2011
Miejscowość: Lublin
Motocykl: VN1700 NOMAD
VROC: 34019

Post autor: Konrad » pn wrz 05, 2011

Świetny opis jestem pełen uznania rasowy z ciebie Biker to prawda :ok: :ok: :ok:
Pozdrawiam Konrad

VROC #34019

Awatar użytkownika
mirad
Posty: 2071
Rejestracja: pn maja 31, 2010
Miejscowość: Mazowsze
Motocykl: VN 2000 Classic
VROC: 32433

Post autor: mirad » pn wrz 05, 2011

Imponująca podróż i ciekawe zdjęcia. Gratulacje. :yeee:

Jest też element duchowy, na zdjęciu p.t. "Na podbój miasta" widać fantastyczne nogi.

:twisted:
Od V2 lepsze może być tylko V8!
FUCK FUEL ECONOMY !

Awatar użytkownika
Brein
Posty: 2242
Rejestracja: czw maja 06, 2010
Miejscowość: Kielce
Motocykl: Dniepr MT12
VROC: 32244

Post autor: Brein » wt wrz 06, 2011

Gratuluję wspaniałej wyprawy :ok:
Moja strona domowa: www.jacek-lukawski.pl
Ludzie dzielą się na dwie grupy: na tych, którzy "mogą coś zrobić" i na tych, którzy to zrobili.

Awatar użytkownika
Abrams
Posty: 6171
Rejestracja: pn kwie 12, 2010
Miejscowość: Warszawa
Motocykl: VN2000 Limited '05
VROC: 29561

Post autor: Abrams » wt wrz 06, 2011

Gratulacje, jak odchowam nieco maleństwo to pewnie tam się wybiorę ale wcześniej do Ciebie po podpowiedzi!
VN2000 Limited '05 Special Polar Polish Winter Edition II 113KM

VROC #29561

Awatar użytkownika
Albert
Posty: 1792
Rejestracja: czw kwie 22, 2010
Miejscowość: Błonie
Motocykl: VN 1600 Classic, Kawasaki Versys 1000
VROC: 0

Post autor: Albert » śr wrz 07, 2011

Super
Człowiek jest niczym, czyny są wszystkim.
Człowiek to dusza w ciele zwierzęcia.

Awatar użytkownika
MarKov
Posty: 2479
Rejestracja: wt lip 06, 2010
Miejscowość: WARSZAWA
Motocykl: VN 1700 CLASSIC TOURER
VROC: 27362

Post autor: MarKov » śr wrz 07, 2011

:ok: gratulacje i wielki szacun za relację z takiego wyjazdu :thumbup: :thumbup:

może kiedyś też pojadę w tamte strony :pedzi: :pedzi:
MarKov
VN 1700 Classic Tourer
VN 900 Classic (był)

VROC # 27362

VN 2000 Diablo
Posty: 402
Rejestracja: wt cze 15, 2010
Miejscowość: Katowice
Motocykl: Kawasaki VN 2000 Diablo Black
VROC: 0

Post autor: VN 2000 Diablo » śr wrz 07, 2011

Zajebista wycieczka - mam nadzieję że też kiedyś sobie taką zafunduję - można tylko pozazdrościć

Awatar użytkownika
Hubas
Posty: 2951
Rejestracja: pn kwie 18, 2011
Miejscowość: Dopiewo
Motocykl: VN 2000 CLASSIC
VROC: 33938

Post autor: Hubas » śr wrz 07, 2011

Super wyprawa , pozostaje tylko pozazdrościć :yeee:
Kupując Motocykl - Kupujesz Pasję na Całe Życie.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Jest 44 użytkowników online :: 0 zarejestrowanych, 0 ukrytych i 44 gości

Najwięcej użytkowników (383) było online sob wrz 28, 2024

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 44 gości

Dzisiaj urodziny obchodzą