Na szczęście niewiele tego u mnie czytając kolegów ale może to i lepiej

1 moja gleba na moto to ok 24 lat temu i pamiętna WSK trójeczka, należała do mojego wujka, w każde wakacje wyjazd na wieś do babci i udoskonalałem ją (mieszkam w Świdniku i był sklep przyzakładowy z tanimi gratami do WS-ek) bo była w stanie agonalnym, wtedy jakoś udało mi się zrobić światła więc mimo, że było po deszczu to jazda próbna musiała być

Na plecaka wskoczył brejdak, my oczywiście bez kasków, jakieś trampki, pamiętam jeszcze jaki miałem zielony rozpinany sweterek i jazda - kilka domów dalej publika w postaci wiejskich żulików więc gazu, migamy światłami i lecimy dalej, później nawrotka i wracamy.
Rozpędziłem się po czym migając światełkami zaczynam hamować przodem, pod koniec mijam delikatnie kałużę i pamiętam jak dziś tylko w zwolnionym tempie, że moje przednie koło zaczynam widzieć bokiem prawym czyli nie jest dobrze, ucieka przód a ja podwijam lewy bark i mam karuzelę - asfalt, moto, iskry, niebo, asfalt ...
Generalnie u mnie stłuczone kolano od wewnątrz ale jak się podniosłem to brejdak moczył zdartą dłoń w kałuży - więcej szczęścia niż rozumu, szkody niewielkie. Na krańcach kałuży była jak się okazało chyba ropa (olej napędowy dla miastowych

) ale prawdziwa przyczyna siedziała z tyłu, brejdak się przyznał, że pod koniec hamowania sobie wyjrzał mocno w lewo ...
Najfajniejsze było później to, że jak mi babcia opowiedziała o tym zdarzeniu (jak poszło po wsi info i każdy dodał coś od siebie) to cud, że przeżyliśmy bo nas motor po drodze ciągnął kilkaset metrów, kraksa totalna itp i oczywiście na jakiś czas szlaban na WSK-ę
Na Vulcanie chyba 3 czy 4 glebki parkingowe, straty prawie żadne bo mam gmole przód-tył, podesty więc chronią, sytuacji podbramkowych mało, jakoś udaje mi się przewidywać i w porę reagować, ostatnio w niedzielę koleś nad jeziorem wjechał w uliczkę do ośrodka, ja jechałem za nim, zatrzymał się to i ja poczekałem ale jeszcze na szosie, a ten wsteczny i daje po łuku, ruszyłem w prawo i przygazówka, nie było czasu na klakson (fanfarka

) - zatrzymał się, odwrócił głowę bo byłem obok jego prawych drzwi i wyraz jego zaskoczonej twarzy bezcenny, przeprosił, pokiwał głową z niedowierzaniem i odjechał, mało brakowało ...
Jeszcze z tamtego sezonu, wypadzik do Chełma do brejdaka, miał wtedy CBR-kę 600, jedziemy spokojnie po mieście, dziury, studzienki, ja z tyłu i mamy lewy łuk więc składam się spokojnie ale dziura to prostuję i już mam łamać a tu piach, kamyczki ... usztywniło mnie, nie mogłem się złożyć, normalnie blokada psychiczna i pakuję na krawężnik, starałem się jakoś zmieścić i już widziałem glebę ale głupi ma szczęście i akurat krawężnik w tym miejscu przestał istnieć, wjechałem z impetem na trawnik i zatrzymałem się już na chodniku, ze wstydu poudawałem, że coś w moto nie teges po czym pojechałem dalej ale w portkach było ciepło
